RELACJA Z IV ŚWIATOWEJ WYPRAWY MOSTOWEJ "AMERYKA POŁUDNIOWA 2011"

 

W dniach 03-23.11.2011 r. odbyła się zorganizowana przez Biuro Turystyczne „Anitour” z Czechowic-Dziedzic, pod patronatem merytorycznym prof. Kazimierza Flagi z Katedry Budowy Mostów i Tuneli Politechniki Krakowskiej, IV Światowa Wyprawa Mostowa 2011”. Była to kontynuacja dotychczasowych trzech Światowych Wypraw Mostowych (ŚWM):
I ŚWM    - Tajlandia, Wietnam, Kambodża - 2008,
II ŚWM    - Chiny - 2009,
III ŚWM    - Stany Zjednoczone Ameryki Północnej 2010.
Wyprawa była dużym przedsięwzięciem organizacyjnym i logistycznym, a przygotowania do niej trwały prawie rok. Dużym problemem było znalezienie po stronie argentyńskiej i chilijskiej odpowiednich Biur Podróży, które chciałyby realizować nasz program mostowy, odległy od oferowanych programów turystycznych po sprawdzonych i rutynowych szlakach. Z tego zadania kierownik Biura Turystycznego „Anitour” Pan mgr Franciszek Brodzki (równocześnie pilot Wyprawy) oraz nasi partnerzy argentyńscy i chilijscy, wywiązali się na medal.
Na miejscu wszystko mieliśmy extra załatwione. Wszędzie czekały na nas autokary z miłymi, kompetentnymi przewodniczkami. Nigdy nie było protestu, że trzeba z nami podróżować do późnych godzin nocnych, czy też jechać non stop przez 18 godzin (dniem i nocą). A takie sytuacje się zdarzały, gdyż już na starcie z Warszawy mieliśmy komplikację. Samolot z Paryża wylądował nie w Warszawie (z powodu mgły), a w Krakowie (i wrócił pusty do Paryża) przez co lot nasz do Paryża został odwołany i zostaliśmy „na lodzie”. Tym samym straciliśmy połączenie z Paryża do Buenos Aires. Dzięki nadzwyczajnym działaniom Franciszka Brodzkiego udało się nam wszystkim, z 28-godzinnym opóźnieniem, spotkać na trzeci dzień podróży na lotnisku w Buenos Aires, skąd rozpoczynaliśmy naszą Wyprawę. Opóźnienie spowodowało, że musieliśmy zrezygnować z hotelu i noclegu w Concordii, w hotelu w Posadas spędziliśmy tylko 2 godziny nad ranem i dopiero w hotelu w Puerto Iguazú nadrobiliśmy zaległości. Zaważyło to też na programie mostowym Wyprawy: 4 duże mosty na granicznej rzece Urugwaj musieliśmy opuścić z uwagi na nocne ciemności.
Ale pomimo tego „zaliczyliśmy” na Wyprawie 50 obiektów mostowych. Było to 19 dużych mostów na rzekach Parana, La Plata, Urugwaj, Paragwaj, Iguazú, Santa Lucia, Calle-Calle, Valdivia i Cruces. Były to również mniejsze mosty miejskie w Montevideo, El Calafate, Santiago de Chile (łącznie 8), piękne kładki dla pieszych w Buenos Aires i Santiago de Chile (łącznie 3), stalowe kładki dla pieszych w Parkach Narodowych: do Iguaçu, Tierra del Fuego, Los Glaciares, Vicente Pérez Rosales (łącznie 6), inne kładki dla pieszych (łącznie 5), mosty składane (łącznie 3), inne obiekty mostowe (łącznie 6).
Oprócz programu merytorycznego (mostowego), jak zwykle zrealizowaliśmy obszerny program turystyczny. A było co podziwiać. Byliśmy w 5 krajach Ameryki Południowej: Argentynie, Brazylii, Chile, Paragwaju i Urugwaju. Przede wszystkim zwiedziliśmy Argentynę i Chile. Przez cały Paragwaj tylko przejechaliśmy (ze zwiedzeniem stolicy Asuncion). W Urugwaju byliśmy tylko w stolicy Montevideo oraz przejechaliśmy pas nabrzeżny wzdłuż Rio de la Plata aż do Colonia del Sacramento. W Brazylii zaliczyliśmy tylko miasto Foz do Iguaçu i słynne wodospady Iguaçu  w Parku Narodowym Foz do Iguaçu.
Natomiast w Argentynie, poza wspaniałą stolicą Buenos Aires, miastami Posadas, Iguazú, Resistencia, Corrientes, Santa Fé i Rosario, zwiedziliśmy miasta i miasteczka na południu Argentyny: Ushuaia, El Calafate, Puerto Frias, Puerto Alegre, Puerto Blest, Puerto Panuelo, San Carlos de Bariloche, Va da Anogostura, oraz znajdujące się w ich okolicach wspaniałe Parki Narodowe: Tierra del Fuego, Los Glaciares, Nahuel Huapi, a także inne atrakcje turystyczne jak Kanał Beagle’a czy Balkony Calafate.
Zwiedzanie Chile rozpoczęliśmy od południa: Park Narodowy Torres del Paine, miasto Puerto Natales, Cieśnina Magellana, miasto Punta Arenas, miasta Puerto Montt i Puerto Varas, Park Narodowy Vicente Pérez Rosales, miasteczka Petrohué, Peulla, Park Narodowy Puyehue, miasta Osorno i Valdivia, aż do wspaniałej stolicy Santiago de Chile.
Zrealizowanie tak bogatego programu byłoby niemożliwe bez wsparcia komunikacji lotniczej.
W sumie trasa naszej podróży liczyła w Ameryce Południowej około 12 tys. km, z czego część pokonaliśmy samolotami, zaliczając aż 5 lotów wewnętrznych: Buenos Aires-Ushuaia, Ushuaia-El Calafate, Punta Arenas-Puerto Natales, Puerto Natales-Puerto Montt i Valdivia-Santiago. Jeśli dodać do tego 2 x 14 tys. km na trasie Warszawa-Buenos Aires (3 przeloty) i Santiago-Warszawa (2 przeloty), daje to w sumie 40 tys. km, czyli łącznie długość trasy równą obwodowi kuli ziemskiej. 
W Wyprawie wzięło udział 40 uczestników (łącznie z pilotem Franciszkiem Brodzkim); w tej liczbie 17 nowicjuszy i 23 „weteranów” Światowych Wypraw Mostowych. Uczestnicy Wyprawy pochodzili z całej Polski (Kraków – 10, Wrocław – 5, Warszawa, Katowice, Olsztyn – po 3, Płock, Jarocin, Bielsko-Biała po 2, Gdynia, Czechowice-Dziedzice, Bytom, Sosnowiec, Pisz, Prudnik, Goczałkowice, Starachowice, Nadarzyn, Zagórzany – po 1). Wśród uczestników byli: przedstawiciele świata nauki – 8, projektanci mostów – 7, wykonawcy mostów – 7, administracja drogowo-mostowa – 3, inżynierowie budowlani – 4, lekarze – 3, inne zawody – 8.
Wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Jej mankamentem był brak czasu na odpoczynek oraz średnio 4-5 godzin snu na dobę. Było to spowodowane napiętym (jak zwykle) programem Wyprawy, długimi przejazdami, licznymi przelotami, a także częstym (12 razy) przekraczaniem granic między państwami. Tam nie ma strefy Schoengen i odprawy graniczne przebiegają tak, jak u nas w czasach już dość odległych. Pomimo tego wróciliśmy do Polski zadowoleni, wypoczęci psychicznie, pełni wiosennego (tam) słońca i wrażeń.

3.11.2011  i  4.11.2011

Dnia 3.11.2011 wystartowała IV Światowa Wyprawa Mostowa do Ameryki Południowej. Ameryka Południowa! To miejsce kojarzy się z przygodą. Czy taka też była nasza wyprawa? Aby się o tym dowiedzieć, radzimy przeczytać wszystkie relacje z tego wydarzenia.
Cała grupa uczestników liczy 40 osób – 23 „bywalców” i 17 „nowicjuszy”. Pierwsza część grupy składająca się z 10 osób wyleciała z lotniska Okęcie w Warszawie o godz. 1540. Pozostali spotkali się o godz. 1700, aby odlecieć o godz. 1905 do Paryża, tam dołączyć do wcześniejszej części grupy i już wspólnie kontynuować lot do Buenos Aires. Taki był plan. Gdy druga część grupy licząca 30 osób pojawiła się przy bramce wejściowej do samolotu, dowiedzieliśmy się iż lot odwołano. I co tu dalej robić? Przecież część osób już jest w Paryżu. Odebraliśmy już nadany bagaż, a nasz Franek Brodzki (szef z ramienia biura turystycznego Anitour) walczył jak lew, aby zniwelować kłopoty. Czekając na decyzje, na które nie mieliśmy wpływu, spędzaliśmy czas w lotniskowym bistro. Mimo tych niedogodności humory dopisywały. Profesor Kazimierz Flaga, duchowy przewodnik wszystkich Wypraw, zorganizował prezentację tej części grupy uczestników Wyprawy, a wcześniej wybory Kapituły Wyprawy oraz ekipy reporterów Wyprawy. Relacje z wszystkich dni będą Państwu prezentować: Robert Kaszewski, Adam Wysokowski, Ewa Kordek, Zygmunt Kubiak, Anna Kumaniecka, Lidia Żakowska. Wyborem fotografii zajmie się Anna Kaszewska. W skład Kapituły weszli: Roman Deska (szef) oraz Franciszek Bartmanowicz, Anna Fortuńska i Jerzy Rams.
Oczekując na dalsze nasze losy zaliczyliśmy nasz pierwszy obiekt mostowy. Co prawda tylko na fotografii w laptopie, ale za to hasło, jakie temu towarzyszyło – „Mosty łączą ludzi” – było aż nadto widoczne. Kiedy ta część grupy oczekiwała na decyzje, pierwsza grupa była już w samolocie przez Atlantyk. Ostatecznie po kilku godzinach oczekiwań Franek Brodzki ogłosił nam, co nas czeka. Otóż przejazd do hotelu w Ożarowie Mazowieckim i kolacja o 2 w nocy. Następnego dnia wyruszaliśmy w kilku grupach, a dokładnie w sześciu, różnymi liniami lotniczymi przez wiele portów lotniczych na świecie: Pragę, Monachium, Barcelonę, Madryt, Paryż, Londyn i Sao Paulo. Każda z grup inną drogą i inną linią lotniczą w nadziei, iż ostatecznie wszyscy spotkamy się ok. południa w sobotę 5 listopada w Buenos Aires. Nastroje dopisywały. Przecież byli tacy na lotnisku, którzy już od kilku dni czekają na wylot z Warszawy. Zbieramy informacje od kilku podgrup, które są już w drodze. Ku zaskoczeniu wszystkich, sprawy idą zgodnie z planem. Przecież to wbrew logice. W Monachium łącza się dwie podgrupy, stanowiąc w tej chwili największą, bo aż 13-osobową. Po długim locie trwającym 11 godzin, docierają do Sao Paulo. Na zwiedzanie miasta nie ma czasu. Za dwie godziny odlot do Buenos Aires. Cześć osób już jest na miejscu. Inni nadal w drodze. Czy nam się to uda? Czy będzie tam również nasz bagaż? O tym w następnej relacji.

Robert Kaszewski, Sao Paulo, Brazylia

5.11.2011
I nareszcie tworzymy wspólnotę wyprawową IV Światowej Wyprawy Mostowej w Ameryce Południowej. Wszystkie podgrupy, po niezaplanowanym odwiedzeniu różnych miast na świecie (Praga, Paryż, Barcelona, Monachium, Sao Paulo itd.), dotarły w końcu z jednodobowym opóźnieniem do Buenos Aires. Ostatnia (notabene z udziałem sprawozdawcy) grupa dotarła o godz. 1430 na lotnisko Aeropuerto Argentina 2000 samolotem z brazylijskiego Sao Paulo. Po krótkiej odprawie przeprowadzonej przez naszego niezawodnego opiekuna Franka, bez zwłoki zajęliśmy miejsce w podstawionym autokarze. Zmęczeni, ale pełni nadziei, ruszyliśmy na podbój zaplanowanych obiektów mostowych i zdobywanie atrakcji turystycznych Ameryki Południowej. Po przejeździe przez Buenos Aires udaliśmy się autostradą na północ, w kierunku mostów zlokalizowanych w jej ciągu nad rzeką Parana i jej odnogami. Rzeka Parana jest jedną z największych w Ameryce Południowej. Dość powiedzieć, że ma długość 4700 km, przepływ 17 tys. m³/s i 100 km szerokości u ujścia do Atlantyku. 
W ciągu autostrady zlokalizowane są na niej dwa spektakularne obiekty mostowe:
- Zaraté-Brazo Largo Bridge I (General Mitre Bridge);
- Zaraté-Brazo Largo Bridge II (General Urquiza Bridge).
Ich części nurtowe są bliźniacze i mają jednakową konstrukcję podwieszoną o dwóch betonowych pylonach w postaci ram portalowych. Wysokość pylonów h = 110 m. Belka usztywniająca stalowa w postaci rusztu z dwoma dźwigarami o wysokości h = 2,60 m z poprzecznicami. Przęsło środkowe podwieszone o rozpiętości 330 m, a podwieszone przęsła boczne 2x110 m. Układ want promienisty, klasyczny. Oba wymienione mosty mają 2x2 pasy ruchu.
Dojazdy do obiektów w postaci estakad z prefabrykowanych belek sprężonych o rozpiętości 50 m, opartych przegubowo na filarach. Podpory o przekroju skrzynkowym, żelbetowe, ze wspornikami w kształcie litery T skracające rozpiętości dźwigarów głównych. Rok budowy: 1972-77; przebudowa i modernizacja: 1998 r.
Obok znajdują się mosty kolejowe jednotorowe o znacznie większej długości na dojazdach z uwagi na mniejsze spadki niwelety. W części dojazdowej przęsła są wykonane ze swobodnie podpartych belek sprężonych. Część nurtowa konstrukcji obu obiektów jest wspólna z częścią drogową. 
Jadąc w kierunku północnym Argentyny, podziwialiśmy wiosenne krajobrazy krainy zwanej Mezopotamią, położonej w widłach dwóch największych rzek Argentyny, czyli Parany i Urugwaju. Mieliśmy okazję często spotykać stada pasącego się dorodnego bydła – Argentyna słynie przecież z produkcji dobrej jakości smakowitego mięsa. Po drodze nasza miejscowa przewodniczka przekazywała ciekawe informacje o kraju, który przemierzaliśmy: ludność: 40 mln mieszkańców, a produkuje żywność dla 300 mln ludzi, 8. kraj na świecie pod względem powierzchni. Wykorzystując czas przejazdu pomiędzy mostami, uczestnicy wyprawy, przedstawiając się, informowali współtowarzyszy o swoich życiowych i zawodowych osiągnięciach. Są one imponujące i z pewnością stanowić będą mocny kapitał do dyskusji technicznych w naszym już tradycyjnym wyprawowym Uniwersytecie na Kołach, w kolejnych dniach czekających nas w Ameryce Południowej.
Trzecim obiektem, z którego konstrukcją się zapoznaliśmy, był most graniczny pomiędzy Argentyną a Urugwajem o nazwie General Artigas Bridge. Jest on położony nad graniczną rzeką Urugwaj o długości 1770 km. Długość całkowita mostu wynosi 2350 m.
Ciekawostką jest fakt, że ten dwubelkowy most żelbetowy, ciągły, o stosunkowo dużych rozpiętościach przęseł nurtu głównego, 97+140+97 m, nie posiada poprzecznic – w tym również nad podporami. Budowany był metodą nawisową, a konsultantem projektu był uznany mostowiec niemiecki Fritz Leonhardt. W otwarciu mostu w grudniu 1975 r. uczestniczyła osobiście pani prezydent Isabela Peron.
Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć udaliśmy się na zasłużoną apetyczną kolację z argentyńskiego mięsiwa do zajazdu Paradol Gastiazoro. Niestety zastała nas już noc, a duże opóźnienie na starcie (28 godzin) spowodowało, że musieliśmy opuścić nasz pierwszy nocleg w Concordii i jechać dalej aż do Posadas (łącznie non stop ok. 1300 km). Stąd też opuściliśmy zwiedzanie dalszych mostów granicznych na rzece Urugwaj, a to mostów: Puente Puerto Unzué-Fray Bentos, Salto Grande Dam & Bridge, International Bridge (Amistat Bridge) w Paso de los Libres, Puente de la Integracion w Santo Tomé. Wypoczywając jak tylko było to możliwe w autokarze, do naszego celu podróży – Posadas (stan Misiones – „Misjonarzy”) dotarliśmy o godzinie 6.30 rano – już o wschodzie uroczego argentyńskiego słońca.

Adam Wysokowski, Posadas, stan Misiones, Argentyna

PS. Tym samym z mostowym zamiłowaniem i uporem spełniliśmy założony cel, ciesząc się na pozostałe dni wyprawy już zgodnie z planem.

6.11.2011
Po nocy spędzonej w wygodnych siedzeniach w autokarze i 2-godzinnym pobycie w hotelu w Posadas, odświeżeni, po śniadaniu wyruszamy po przygodę nie tylko z mostami. 
Jesteśmy w północno-wschodniej części kraju na skrawku lądu wciśniętym pomiędzy Urugwaj, Brazylię i Paragwaj. Obszar ten, zwany Międzyrzeczem Argentyńskim (Mezopotamią), leży między rzekami Paraną a Urugwajem. 
Prosto z hotelu jedziemy zobaczyć wybudowany w latach 1982-90 most San Roque Gonzáles na rzece Parana. Jest to most graniczny łączący Posadas argentyńskie z Encarnacion w Paragwaju. Obiekt został wybudowany przez Argentyńczyków w ramach porozumienia zawartego z Paragwajem jako rekompensata za zalanie części terytorium Paragwaju po spiętrzeniu wody zaporą Yacyretá Dam. Projektantem mostu był H. Cabjolsky, a konsultantem firma Leonhardt, Androa und Partners. Most jest podwieszony na 2 pylonach w kształcie litery A o wysokości 85 m. Rozpiętości przęseł to 115 + 330 + 115 m, szerokość pomostu 18 m. Całkowita długość przeprawy wynosi 1610 m.
Kraina, po której się poruszamy, nazywa się Misiones od misji założonych przez Jezuitów w XVIII w. na terenach Argentyny, Brazylii i Paragwaju. Miały one służyć nawracaniu i cywilizowaniu Indian Guarani. Stając się niewygodnymi dla hiszpańskiej hegemonii, zostali wygnani. Pozostało po nich dziedzictwo architektoniczne, które zostało wpisane na listę UNESCO.
Zatrzymujemy się przy pozostałościach jednej z około 30 misji – San Igancio Mini. W tej części kraju osiedlali się imigranci z Polski, Niemiec, Szwajcarii, Szwecji, Francji, pozostawiając swoje ślady w nazwach osad: Wanda, Wieliczka.
Nadrabiając stracony czas, po południu dojeżdżamy do Parku Narodowego Iguazú, czyli 670 km² podzwrotnikowego lasu deszczowego, w którym żyje około 2000 gatunków roślin, wśród których zamieszkują nie tylko ptaki, ale i ssaki: jaguary, oceloty...
Wagonikami kolejki wąskotorowej jedziemy przez dżunglę do szlaku, który prowadzi do wodospadów. Dalej idziemy kładką przez rozlewiska rzeki Iguazú, wśród zarośli i wysepek, obserwując ptaki, motyle i wylegujące się na kamieniach żółwie i krokodyle. Konstrukcję kładki o długości jednego kilometra stanowią stalowe dźwigary wolnopodparte z ażurowym pomostem, oparte na betonowych podporach. Z punktów widokowych z podziwem patrzymy na wodospad – kaskadę spadającą z bazaltowego amfiteatru zwaną „Garganta del Diablo” (diabelska gardziel). Rwąca woda rzeki Iguazú ukształtowała 275 wodospadów spadających z około 82 m wysokości i o szerokości 2,7 km, na terenie Argentyny i Brazylii. 
Pełni wrażeń ruszamy do pięknego hotelu położonego w dżungli na zasłużony odpoczynek po nocach spędzonych niekoniecznie w łóżku. Niektórzy uczestnicy Wyprawy, pomimo zmęczenia, udali się jeszcze taksówkami na mszę świętą do pobliskiego Puerto Iguazú

Ewa Kordek, Puerto Iguazú, stan Misiones, Argentyna

PS. Zwyczajowo w charakterystycznych punktach Wyprawy zrobiliśmy zbiorowe zdjęcie uczestników wyprawy na tle wodospadów.

7.11.2011
Witam. Czwarty dzień wyprawy, 8 rano, po noclegu spędzonym w hotelu Sol Cataratas w środku dżungli niedaleko Puerto Iguazú. Hotel zlokalizowany w widłach rzek Rio Iguazú i Rio Parana. Dojazd luksusowym autokarem do luksusowego hotelu drogą szutrową, 3 km od drogi nr 12, w kierunku północno-wschodnim. Położenie hotelu: S 25º36’20.1 i W 54º33’38.7, tzn. jesteśmy na półkuli południowej o 2º na południe od zwrotnika Koziorożca, strefa tropikalna, wysokość 240 m n.p.m., temperatura o 6.00 - 24ºC. 
Jedziemy w kierunku granicy argentyńsko-brazylijskiej, następnie brazylijsko-paragwajskiej w kierunku zapory Itaipu – wspólnej inwestycji brazylijsko-paragwajskiej. Po drodze przejeżdżamy most na rzece Iguazú – Prezidente Tancredo Neves Bridge, wybudowany w latach 1983-85; most belkowy o długości 480 m, budowany metodą nawisową, rozpiętość przęseł 130+220+130 m, wyniesienie nad lustro wody 65,38 m (żegluga pełnomorska). Most ma charakterystyczne filary żelbetowe o przekroju okrągłym w strefie dolnej, które od połowy wysokości są ukształtowane w kształcie litery V prostopadle do osi mostu. Most łączy Puerto Iguazú z Foz do Iguaçu po stronie brazylijskiej. Po godzinnej odprawie na granicy argentyńsko-brazylijskiej przejeżdżamy przez piękne miasto Foz do Iguaçu. Uczestnicy wycieczki zwrócili uwagę na charakterystyczne semafory świetlne na skrzyżowaniach, tj. układach świateł zielono-czerwonych, zstępujących stopniowo w czasie 25 s w dół, zastępowanych przez światło białe; światło czerwone po osiągnięciu pozycji na dole semafora „przeskakuje” na zielone do góry, następnie zielone po pewnym czasie zstępuje w dół itd. 
Kolejnym zwiedzanym mostem jest most na Paranie na granicy brazylijsko-paragwajskiej – Amizade Bridge (Most Przyjaźni), oddany do użytku w 1965 r. Jest to betonowy most łukowy, jazda górą, o długości 552,4 m, rozpiętość łuku 290 m, szerokość jezdni 13,5 m. Pomost przekazuje obciążenia na łuk za pośrednictwem wiotkich słupów. W 1965 r. było to najdłuższe przęsło betonowego mostu na świecie. 
Godzina 9.56. Po przejechaniu dwóch granic, tj. czterech oddzielnych odpraw, jesteśmy w Paragwaju w mieście Ciudad del Este. Stąd udajemy się na zwiedzanie największej do niedawna hydroelektrowni na zaporze Itaipu, położonej na rzece Paranie, na granicy brazylijsko-paragwajskiej. Jest ona jednym z siedmiu Cudów Współczesnego Świata. Zbudowano ją w latach 1975-1991. Ma łączną długość 7370 m (w tym część żelbetowa – 2220 m, część ziemna – 5150 m), maksymalną wysokość 196 m, zainstalowanych jest 18 generatorów (plus 2 rezerwowe), napędzanych turbinami Francisa, które produkują 12,6 milionów kilowatów rocznie (12600 MW). Sztuczne jezioro utworzone przez zaporę ma 1350 km², długość 170 km i mieści 29 bilionów m³ wody.
Po zwiedzeniu zapory i mostu na zaporze – udajemy się na zwiedzanie wodospadów Iguazú po stronie brazylijskiej. Po dojechaniu na miejsce zielonym autobusem – jesteśmy bowiem w parku narodowym – udajemy się na około 2-godzinny spacer ze wspaniałymi widokami na wodospady, najpierw po stronie argentyńskiej, a później – brazylijskiej. Po drodze spotkaliśmy mnóstwo egzotycznych płazów, ptaków i prześlicznych kolorowych motyli. Po zażyciu prysznica u podnóża wodospadu po stronie brazylijskiej – przejście kładką panoramiczną, w oparach wzbijających się kropli wody – udaliśmy się windą panoramiczną na górny poziom – próg wodospadów. Po obfotografowaniu pięknych widoków udaliśmy się autobusem parkowym w kierunku bramy parku i dalej naszym autokarem w kierunku granicy brazylijsko-argentyńskiej.
Część naszej grupy udała się na przejażdżkę łodzią pontonową pod spadające z progów wodospady – ponoć wrażenia rewelacyjne. W czasie przejażdżki we mgle i bryzie ukazał się nad rzeką Iguazú most tęczowy, który z racji symboliki, mimo braku szczegółowych danych technicznych, Kapituła postanowiła zaliczyć do pakietu naszych mostów tzw. zaliczonych. Rozpiętość tęczy: od brzegu do brzegu rzeki, konstrukcja: łuk, wysokość: do „połowy” nieba.
W drodze powrotnej mieliśmy w planie zwiedzenie potrójnego punktu granicznego, na granicach Argentyny, Brazylii i Paragwaju, jednakże przedłużona odprawa graniczna zakończyła się długo po zachodzie słońca i z granicy udaliśmy się do naszego hotelu w dżungli na posiłek i spoczynek.

Zygmunt Kubiak, Puerto Iguazú, stan Misiones, Argentyna

8.11.2011
O poranku (7.30) żegnamy trzygwiazdkowy hotel Sol Cataratas ukryty w gęstwinie podzwrotnikowego lasu deszczowego w Parku Narodowym Selva Yryapu, w miejscowości Ruta oddalonej o 12 km od Puerto Iguazú. W uszach naszych pozostały odgłosy ptaków, których świergot ułatwił nam przejście przez most łączący noc z porankiem. Jeszcze tylko kwiat z kiściami bananowca wpadł w oko naszych kamer i już na pokładzie pilot naszej wyprawy Franciszek Brodzki omówił program piątego dnia IV Wyprawy Światowej. Przed nami ponowne przejazdy przez mosty Tancredo Neves i Amizade do Ciudad del Este, zwiedzanie Asuncion, przejazd przez most Remanso do Argentyny, przejazd do Corrientes, most Chaco – Corrientes (General Belgrano Bridge).
Mknęliśmy dwupasmową „autostradą” z 1-metrowym pasmem zieleni w środku, obserwując budzące się do życia miasto Puerto Iguazú. A na naszym pokładzie profesor Kazimierz Flaga otworzył salon poezji, recytując z pamięci wiersz profesora Józefa Głomba (z Politechniki Śląskiej):

„Spojrzenie w przyszłość, życia smak
Twój ton, moja muzyka
Zbudujmy most, tęczowy most
Nad czasem, który znika”

Następnie reporterka tego dnia przeczytała wiersz Lucjana Rydla pt. „Tęczowy most”, a jedna z uczestniczek, Ksenia Feigel-Młodkowska, odczytała wiersz będący jej autorstwa. 
Wkrótce dojechaliśmy do punktu nazywanego Tres Fronteras, gdzie zbiegają się granice trzech państw: Argentyny, Brazylii i Paragwaju, na szerokości geograficznej 25º35’ i długości geograficznej zachodniej 35º26’. Stanęliśmy nad brzegiem dwóch rzek jednocześnie: Rio Parana i Rio Iguazú obok obelisku w kształcie ostrosłupa o wysokości ok. 3 m w kolorze niebiesko-biało-niebieskim. W środkowej części obelisku znajdował się medalion z symbolem narodowym Argentyny – kwiatem ceibo – koralodrzewa (Erythrina instagall) z napisem „13 de Juno de 2003”. W oddali na drugim brzegu rzeki Parany widoczny był obelisk w barwach narodowych Paragwaju – niebiesko-biało-czerwony, a na brzegu rzeki Iguazú – żółto-zielony – symbol Brazylii.
Na rzece Iguazú widoczny był także most Puente Internacional Presidente Tancredo Neves, łączący Argentynę z Brazylią. Most ten odnotowany jako szósty na naszej Wyprawie został opisany w relacji Zygmunta Kubiaka z dnia wczorajszego. Z punktu Tres Fronteras pojechaliśmy na granicę argentyńsko-brazylijską, zatrzymując się w Duty Free Shop, w którym już obecnie dominowała atmosfera Bożego Narodzenia.
Wjazd na most Presidente Tancredo Neves jest 3-kilometrowy od strony Argentyny, następnie zasadnicza część mostu (489 m) i 2-kilometrowy zjazd z mostu na stronę brazylijską do miejscowości Foz do Iguaςu. Obok zjazdu znajduje się budynek (2000 m²) służący jako schronienie dla policji, turystów i imigrantów. Granicę brazylijsko-paragwajską przekroczyliśmy przejeżdżając z Foz do Iguaςu do Ciudad del Este przez most Amizade, odnotowany jako siódmy i również opisany w relacji z dnia poprzedniego. Do 1965 r. granicę przekraczano w tym miejscu łodziami. Z okien autokaru obserwowaliśmy miasto Ciudad del Este, mające opinię najbardziej niebezpiecznego miasta w Paragwaju ze względu na przemyt narkotyków. Naszą wiedzę o Paragwaju poszerzyła informacja przekazana przez pilota Franciszka Brodzkiego. Republika Paragwaj jest podzielona na 17 departamentów, graniczy z Boliwią, Brazylią i Argentyną. 14 maja 1811 r. proklamowano jej niepodległość. Powierzchnia państwa wynosi 407 tys. km², liczba mieszkańców – ok. 6 mln. Terytorium Paragwaju leży w dorzeczu rzeki Parany i jej największego dopływu – Paragwaju. Klimat zwrotnikowy, kontynentalny. 12 parków narodowych. Terytorium obecnego Paragwaju zamieszkałe jest przez Indian z plemienia Guarani, trudniących się uprawą ziemi i myślistwem. Od połowy XVI w było ono eksploatowane przez Hiszpanów, którzy w 1537 założyli miast Asuncion, obecną stolicę państwa. 
Paragwaj jest jednym z najsłabiej rozwiniętych krajów Ameryki Południowej: niestabilna sytuacja polityczna, słabo rozwinięty przemysł, korupcja, duży udział kapitału zagranicznego, utrudniają rozwój gospodarczy państwa. 
W południe na pokładzie naszego autokaru rozpoczęła się sesja naukowa, którą zainaugurowało wystąpienie dra inż. Janusza Rymszy, wicedyrektora Instytutu Badawczego Dróg i Mostów, na temat problemu normalizacji. Stwierdził on, że w projektowaniu można korzystać z eurokodów, czyli norm unijnych, jak również z norm krajowych (9000 norm, w tym 3000 norm budowlanych). W podsumowaniu referatu podkreślił panujący chaos w dziedzinie normalizacji. Wystąpienie dr inż. Janusza Rymszy wywołało ożywioną dyskusję, w której udział wzięli: Robert Kaszewski z zapytaniem, co to znaczy, że regulacje nie są obowiązujące, profesor Barbara Rymsza wypowiedziała się na temat ekranów dźwiękochłonnych i ścieżek rowerowych. Profesor Kazimierz Flaga podał informacje dotyczące miar nasiąkliwości i mrozoodporności betonów stosowanych w budownictwie mostowym. Profesor Andrzej Flaga poruszył problem normalizacji oddziaływań środowiskowych: wiatru, temperatury, i podkreślił, że w projektowaniu należy uwzględnić realną kombinację tych oddziaływań, trudną do określenia w rzeczywistości. Profesor Adam Wysokowski podjął problem przejść dla zwierząt, podkreślając specyfikę tego zagadnienia. W podsumowaniu tej dyskusji stwierdzono, że konieczne jest uregulowanie problemu normalizacji w Polsce, zaniedbanego przy przyjmowaniu norm unijnych. Po tak burzliwej sesji skupiliśmy się na obserwacji zagospodarowania przestrzennego wzdłuż drogi do stolicy Paragwaju Asuncion. Obserwacje potwierdziły słabo rozwiniętą gospodarkę i infrastrukturę państwa. Dominowały wielkie, kilkusethektarowe gospodarstwa rolne, łąki, pastwiska. Widoczna była głównie uprawa kukurydzy. Paragwaj jest jej światowym producentem i eksporterem. Na poboczach drogi widzieliśmy małe kapliczki upamiętniające tych, którzy zginęli w wypadkach samochodowych. Profesor Kazimierz Flaga przypomniał nam zasługi Polaków pracujących w Ameryce Południowej. Ernest Malinowski, bohater narodowy Peru, był projektantem kolei andyjskiej, 60 obiektów mostowych i 6 km tuneli. Ignacy Domeyko był pierwszym rektorem Uniwersytetu w Santiago de Chile. 
Późnym popołudniem dojechaliśmy do stolicy Paragwaju Asuncion, w której mieszka tylko 15 % ludności państwa. Zatrzymaliśmy się przed pałacem prezydenckim zbudowanym nad rzeką Paragwaj. W XIX wieku ten, kto zbliżył się do pałacu i obserwował go, był rozstrzeliwany. Z okien autobusu, przejeżdżając wzdłuż Independence Street, obserwowaliśmy zaniedbane, niektóre nawet w ruinie, kamienice z XIX w, minęliśmy plac Heros z obeliskiem upamiętniającym zasługi rodziny Lopez dla Paragwaju. Kierując się w stronę granicy Paragwaju z Argentyną, przejechaliśmy przez most Asuncion Bridge (Remanso Bridge), nad rzeką Paragwaj. Zbudowany on został w latach 1976-79; most belkowy, skrzynkowy, betonowy, z głównym przęsłem o rozpiętości 170 m. Długość całkowita mostu: 1410 m, w tym części mostowej – 500 m. Długości przęseł: 42, 80, 85, 170, 85, 80, 42, most ten zobaczyliśmy w promieniach zachodzącego słońca. Dojechaliśmy na granicę paragwajsko-argentyńską i pomimo że było około godziny 19, temperatura powietrza wynosiła 32ºC. W drodze do miejscowości Resistencia, profesor Barbara Rymsza przeczytała piękny wiersz swojego autorstwa, a dr inż. Janusz Rymsza podał informacje dotyczące skrajni drogowych. W uzupełnieniu mgr inż. Zygmunt Kubiak omówił problemy skrajni w transporcie kolejowym. Oczekiwanie na granicy wypełniła dyskusja na temat nazewnictwa: kładka czy most dla pieszych, obiekt inżynierski czy inżynieryjny. Ukoronowaniem szerokich, jakże ważnych dyskusji podjętych przez wielu uczestników IV Wyprawy Światowej w 5. dniu jej trwania były dywagacje na temat uprawnień budowlanych.
Pożegnaliśmy Paragwaj, przejeżdżając przez graniczny stalowy most kratownicowy z kratą typu W na rzece Pikomayo. Było już ciemno i mostu tego nie zaliczamy do mostów zwiedzonych na Wyprawie. Około godziny 1 w nocy dnia następnego dotarliśmy do miejscowości Resistencia, gdzie w hotelu Casino Gala American zaplanowany był nasz nocleg.
Podsumowując 5. dzień IV Światowej Wyprawy Mostowej, należy stwierdzić, że uczestnictwo w Wyprawie pozwala koneserom tematyki mostowej dzielić się swoją wiedzą i osiągnięciami, a pozostałym uczestnikom wzbogacić swoją wiedzę na temat mostów i dróg.

Wiersz Barbary Rymszy

URODZINY NA WYPRAWIE
Dziś są moje urodziny
Więc życzenia od Rodziny
Składa przez mikrofon Franek
I powiada: „trudny ranek”
Najpierw będzie punkt triforia
Czysta czeka nas euforia
To zaliczyć ten zakątek
Gdzie trzech krajów jest początek
By zobaczyć brzeg tej rzeki
Która prąd śle w kraj daleki
Tam gdzie jedna w drugą wpada
Bez żadnego wodospada
Wodospady wiecie sami
Są niestety już za nami
Noce w dżungli, w dzień granice
My kochamy to nad życie
Ta wyprawa ma swe prawa
Nad meritum czuwa Flaga
Prof. Kazimierz sława taka
On omawia cuda świata
Kapituła rządzi nami
Roman Deska i wskazani
Zjeść, czy jechać dyskutują
I o wszystkim decydują
Do pomocy mają także 
I kolegium redakcyjne
Co zobaczą, to utrwalą
Wszyscy ich działania chwalą
Już za nami setek kilka
Do kolacji długa chwilka
Eurokody omówione
Krajobrazy utrwalone
Te dyskusje były trudne
A godziny jazdy żmudne
Myślę, że na okrzyk kolej
Bardzo proszę, Franku, polej

Wiersz Kseni Feigel-Młodkowskiej
TĘCZA
Nie tylko materia, 
ale i duch
Wśród mostów świata
tęcza to cud

Wzbudza marzenia
cieszy kolorami
Często też tęsknoty
za wyprawami

Zapytasz pewnie ciekawie
jakimi?
Odpowiedź jedna
za mostowymi

Wiersz Lucjana Rydla

Od Krakowa czarny las
Nad tym lasem tęczy pas – 
Ona tam daleko
Gdzieś za siódmą rzeką
Lecz Bóg tęczą związał nas

Z kolorowych siedmiu smug
Most przez niebo zrobił Bóg
Po tęczowym moście
Aniołowie, noście
Serce moje do jej nóg

Anna Kumaniecka, Resistencia, stan Chaco, Argentyna

9.11.2011
Dzień rozpoczął się bardzo wcześnie (ok. pierwszej nad ranem), luksusowo, co docenić potrafi tylko zdrożony jak my turysta... po długiej, kilkunastogodzinnej przyjaźni z fotelem w autokarze i nocnej już powrotnej podróży autokarem przez Paragwaj i Argentynę. Po sforsowaniu granicy z Argentyną przebudzamy się przed ekskluzywnym Hotel Casino Gala American w Resistencia w argentyńskiej prowincji Chaco. Nasze zmysły marzą nie tyle o kasynie, co o prysznicu i szybkim oddaniu się w ramiona Morfeusza w pozycji horyzontalnej, jednak przyjmujemy zaproszenie na wczesno-ranną (druga nad ranem) obiado-kolację. Śpimy na podwójnych łożach, podwójnie szybko (od trzeciej do siódmej x2), ze zdwojoną intensywnością, bo za kilka godzin mamy być gotowi do dalszej drogi – o dziewiątej rano odjazd!
Jakże blisko do najbliższego mostu, tylko 12 km i jesteśmy nad olbrzymią tu rzeką Paraną, która zdążyła w niedalekiej odległości od mostu przejąć wody rzeki Paragwaj. Przejeżdżamy przez drogowy most Generała Manuela Belgrano, łączący dwa argentyńskie miasta: Resistencja będące stolicą prowincji Chaco po zachodniej stronie rzeki, i Corrientes po stronie wschodniej Parany, będące stolicą prowincji Corrientes. Zatrzymujemy się w doskonałym miejscu widokowym po stronie Corrientes, koło nabrzeża z plażą i z wizerunkiem naszego Papieża. Most zaprojektowany przez Jean’a Courbon, wykonany przez takie firmy jak Amman & Whitney (konstrukcja), Condotte Sp.A., budowano w latach 1968-1973, otwarto 10 maja 1973. Całkowita długość 2800 m, w głównej części o długości 1700 m wyniesiony na 35 m powyżej lustra wody, a na długości 510 m wantowy (podwieszony), pylony żelbetowe o wysokości 84 m, rozpiętości segmentów podwieszonych 163,5 + 245 + 163,5 m. Posiada dwie jednokierunkowe jezdnie i dwa chodniki o łącznej szerokości 8,3 m., a szerokość konstrukcji to 14,5 m, wysokość pomostu - 3,5 m.
W roku 1999 prowincję Corrientes nawiedzały powstania robotników niezadowolonych z lokalnej władzy, a most był świadkiem tragicznej demonstracji dnia 17 grudnia 1999. Demonstanci zablokowali ruch na moście, wtedy żandarmeria tłumiąc powstanie, zabiła dwoje demonstrantów. Do dziś, od 2006 roku, toczy się postępowanie mające wyjaśnić to krwawe zdarzenie na moście.
Pełni energii i entuzjazmu jedziemy dalej na południe, a mając perspektywę pokonania siedmiuset kilometrów zaplanowanych na ten piękny gorący dzień, rozpoczynamy w autokarze już o godz. 1000 kolejne, nadzwyczajne, wyprawowe seminarium mostowe. Eksperci światowej klasy, profesorowie zwyczajni i nadzwyczajni, przedstawiciele świata biznesu, teoretycy i praktycy, wszyscy dzielą się wiedzą i spostrzeżeniami o tym co widzieliśmy, polemizują z przepisami i z praktyką inżynierską projektowania i budowy mostów w kraju i na świecie... są też anegdoty, wspomnienia dokonań wielkich mostowców, entuzjastyczne dyskusje panelowe, otwarte analizy błędów projektowych... i całe tak szerokie spektrum zakresu tematycznego sesji porannej mogłoby trwać do późnych godzin, aż Przewodniczący merytoryczny szef Wyprawy Profesor Kazimierz Flaga pozwala na ogłoszenie przerwy moderatorowi sesji dr Januszowi Rymszy. 
Już 1110 ogłoszeni zostają przez naszego dzielnego pilota Franciszka jubilaci dnia 9 listopada, wrocławianie Ania i Zygmunt – śpiewamy im „sto lat”, skoro obchodzą dziś swe wyprawowe urodziny ... to jedna z uroczych tradycji wypraw mostowych.
Sesję drugą rozpoczyna, po krótkim postoju regeneracyjno-odwodniająco-nawadniającym, referatem wprowadzającym dr Janusz Rymsza, fascynującą rozprawą na temat mostu przez Hellespont wybudowanego podczas wyprawy wojennej Kserksesa na Grecję w 480 r. p.n.e., wykazując brak prawdy w wielu materiałach historycznych i popularno-naukowych nt. budowy tego mostu na wodzie. Liny według referenta nie były kładzione na statkach czy na łodziach (jak przedstawia wiele rycin obrazujących przeprawę wojsk) – wystarczy dokładnie przestudiować Herodota aby dowieść, iż liny umieszczono na wodzie, a łodzie stanowiły falochrony. Wspaniała dyskusja przeniosła nas do czasów starożytnych, do przykładów mistrzowskich rozwiązań zarówno w mostach, jak i w starożytnych drogach. Dyskusję zamknął komunikat ogłaszający przyjmowanie tematów panelowych sesji popołudniowych.
Jedziemy przez całkowicie płaskie tereny upraw i pastwisk, drogą prostą, niezbyt zatłoczoną, o dobrej gładkiej nawierzchni. W terenach poza osiedlami monotonię upraw kukurydzy przerywa rodzina pasących się na łące bocianów lub pole kwitnących słoneczników. Wysiadamy na 20-minutowy „popas”. Powstaje nowa inicjatywa gimnastyki śródseminaryjnej w czasie postojów, zgodnie z teorią iż w zdrowym ciele zdrowy duch. Uczestniczymy w grupowych ćwiczeniach z rozmachem i radością. Zbliża się zachód słońca, przejeżdżamy przez miasto Santa Fé i niespodzianka: mamy ściągę w postaci zdjęcia na bombonierce (od Adama dla Marii), ukazującego liczący 80 lat francuski most stalowy wyjątkowej urody. Skręcamy więc i podziwiamy ten czarujący most, stalowy wiszący o nietypowym podwieszeniu oraz sąsiadujący z nim już współczesny, 3-przęsłowy belkowy most żelbetowy.
Szczęśliwi dojeżdżamy do Hotelu Majestic w mieście Rosario, podobno drugim co do wielkości oraz urody w Argentynie. Tu oczekuje znajomy pana Prof. Kazimierza Flagi prywatny detektyw o polskich korzeniach, który wyśledził tak wiele ciekawych historii żyjąc w Argentynie, że ma się czym z nami podzielić. Kolejny udany dzień Wyprawy zamykamy jeszcze przed północą, co stanowi wyjątek, chyba że jest się w podgrupie nie akceptującej wyjątków, wtedy jeszcze nocny spacer po Rosario aż do późnych godzin nocnych.
Życzymy sobie nawzajem kolejnych pięknych dni, oczekując na tango w Buenos Aires.
Oczarowana, Lidia Żakowska, Rosario, stan Santa Fé, Argentyna


10.11.2011
Rano, wsiadając do autokaru, zaobserwowaliśmy znaczne obniżenie temperatury zewnętrznej. To skutek opuszczenia terenów na północy, znacznie cieplejszych i wilgotniejszych. W Rosario udajemy się w pierwszej kolejności pod pomnik muzeum flagi narodowej, szczególne miejsce w historii Argentyny. Tam też odnotowaliśmy w wyprawowym notatniku kładkę dla pieszych belkę ciągłą o przekroju trapezowym wiodącą od muzeum do katedry. Udając się na kolejny most na rzece Paranie widzimy z okien piękną konstrukcję kolejnej kładki łukowej żelbetowej o przekroju skrzynkowym. Wreszcie dostrzegamy go. Puente Rosarrio - Victoria Bridge, zwany tu oficjalnie Mostem Matki Bożej Różańcowej na naszej Wyprawie. Most wybudowany w latach 1998-2002, łączący 2 prowincje przez rzekę Paranę. Betonowy, podwieszony, o dwóch pylonach typu H. Rozpiętość głównego przęsła to 330 m. W częściach pozapylonowych po 120 m. Jego całkowita długość wynosi 608 m, a całej przeprawy 4098 m. Szerokość płyty pomostu 16 m, skrajnia żeglugowa sięga 50m. Most jest podwieszony o wantach w układzie wachlarzowym. Wiadukty dojazdowe o konstrukcji prefabrykowanej, sprężonej. Co około 5 przęseł występuje uciąglenie konstrukcji przez płytę. W tych miejscach obserwujemy zejście po podporach instalacji odwodnienia obiektu. To pierwszy obiekt o pełnej instalacji odwodnienia, wykonanej ze stali, chociaż jeszcze odbiega od europejskich standardów. W autokarze dyskutujemy o konstrukcji tego mostu i innych jego detalach.
W czasie podróży z Rosario do Buenos Aires obserwowaliśmy liczne obiekty inżynierskie wchodzące w skład przemierzanej trasy. Zostały one uwiecznione na zdjęciach fotograficznych, wykonanych przez uczestników naszej Wyprawy. Należy zauważyć, że zarówno w ciągu dwujezdniowej drogi interstanowej, jak i nad nią, były to obiekty inżynierskie wykonane głównie z betonu, o konstrukcji starego typu. Ich stan techniczny, a także ich estetyka, pozostawiały wiele do życzenia. W czasie przejazdu sprawozdawca nie zauważył nowych, ekonomicznych obiektów przepustowych o konstrukcji prefabrykowanej gruntowo-powłokowej. Konstrukcje te są w Polsce wdrożone od wielu lat.
Po południu docieramy do Buenos Aires, stolicy a jednocześnie głównego ośrodka gospodarczego i kulturalnego Argentyny, założonego przez Mendozę w 1522 roku. Zwiedzamy najciekawsze miejsca miasta. Są wśród nich również:
- interesująca kładka dla pieszych ze stalowym, wieszarowym podwieszeniem pomostu,
- smukła, stalowa, łukowa kładka powłokowa nad główną arterią miasta, nazywana Pięknym Mostem
Jedziemy najdroższą ulicą miasta, aby po chwili zobaczyć najszerszą aleję świata, zwaną aleją 9 lipca. Docieramy do Basilica de Nuestra Señora del Pilar. Przepiękny zabytkowy kościół o bogatym wyposażeniu wnętrza, aby po chwili dotrzeć do Cementeiro de la Recoleta. Spoczywają tu zarówno wielcy przywódcy narodu, jak i ich przeciwnicy. Najczęściej odwiedzany jest grób Evity Perón. Kolejna niespodzianka to Old and New Avellaneda Transporter Bridge, w starym porcie. Jeden już nie używany, a obok niego nowy. Stalowy, z podnoszoną w całości płytą pomostu, podwieszoną do kratownicy. Do płyty podwieszono wózek, umożliwiający dodatkowo transport małych pojazdów na drugi brzeg. Do nowego mostu dochodzi po skosie na drugi brzeg rzeki betonowy belkowy, wieloprzęsłowy most autostradowy La Plata. Udajemy się do dzielnicy portowej, gdzie u zbiegu kilku ulic znajduje się dzielnica artystów La Boca z kolorowymi domkami. Miejscowa atrakcja z restauracjami, w których tańczy się tango, a wokół stragany pełne są pamiątek. Przemieszczamy się na główny plac miasta, gdzie przed pałacem prezydenckim obserwujemy moment opuszczenia flagi narodowej przez gwardię prezydencką, który został uwieczniony na fotografiach. Stamtąd udajemy się nie na odpoczynek, ale na słynną na cały świat kładkę Calatravy łączącą dwa brzegi kanału portowego. Puente de la Mujer (Most Kobiet)  - został wykonany ze stali i białego betonu, a stalowy charakterystyczny pylon w kształcie płetwy rekina podtrzymuje wantami w układzie harfowym pomost, obracany o 90 stopni. Całkowita długość obiektu to 160 m.
Udajemy się na kolację w hotelu, aby zaraz po niej, w zależności od wyboru, zobaczyć wieczorne atrakcje miasta. Większość udała się do lokalu, którego specjalnością jest tango argentyńskie. Podziwialiśmy tamtejsze pary taneczne z niedoścignionymi figurami, ale też próbowaliśmy sobie nie najgorzej radzić.

Robert Kaszewski, Buenos Aires, Argentyna

11.11.2011
Uczestnicy Wyprawy, spożywając wczesno-poranne skromne śniadanie w hotelowej restauracji w Buenos Aires, dzielili się wrażeniami na temat wieczornych pokazów umiejętności tanecznych argentyńskich tancerzy. 
W dniu dzisiejszym naszym celem będzie Urugwaj. Podczas dojazdu do terminala promowego mamy okazję po raz kolejny podziwiać stolicę Argentyny – tym razem w promieniach wczesno-porannego słońca. Po zajęciu miejsca w autokarze nasz przewodnik Franek życzył udanego dnia pełnego wrażeń zawodowych, turystycznych i towarzyskich. Korzystając z okazji przypomniał nam również krótko dalszy plan Wyprawy. Tym samym Urugwaj będzie czwartym odwiedzanym krajem na naszej drodze w Ameryce Południowej. Po sprawnej odprawie paszportowo-bagażowej zaokrętowaliśmy się na promie. Rozrzuceni po pokładzie zajęliśmy miejsca, aby po około 3 godzinach dotrzeć do stolicy Urugwaju przez Rio de La Plata. Przewoził nas dwuturbinowy katamaran z prędkością ok. 50 węzłów.
Do portu w Montevideo dotarliśmy o spektakularnym, wcześniej zaplanowanym czasie – 11.11.2011 o 1111. W porcie docelowym wita nas urugwajska przewodniczka Ula Marija i czysty autokar. Po drodze do centrum miasta dowiadujemy się, że port, do którego dobiliśmy, obsługuje ruch towarowy oraz bogaty ruch turystyczny. 
Montevideo założyli Hiszpanie w roku 1726. Obecnie zamieszkuje w nim 1,4 mln mieszkańców. W całym Urugwaju jest ich ok. 3,2 mln. Urugwaj słynie z hodowli bydła, obecnie pogłowie jest oceniane na ok. 30 mln sztuk. Dlatego też głównym towarem eksportowym jest mięso, mleko, skóry, masło, sery, a następnie wełna i cukier trzcinowy. 
W Montevideo zasadzono ponad 400 tys. drzew, które obecnie dają w mieście zbawienny w tym klimacie cień. W mieście mieliśmy okazję zobaczyć 2 interesujące pomniki. Pierwszy przedstawia zapadający się w słabo nośnej drodze gruntowej – wóz do transportu koni. Następny w innej części miasta przedstawia wóz towarowy ciągniony przez zaprzęgnięte do niego woły. 
W okolicy parku El Prado (jeden z czterech parków Montevideo) mieliśmy okazję zapoznać się z konstrukcją trzech mostów:
- łukowego mostu żelbetowego o płaskim łuku z jezdnią opartą na słupach. Most ma balustrady stalowe kute,
- mostu stalowego trójprzęsłowego z łukami ażurowymi. Most o konstrukcji zabytkowej z elementów stalowych najprawdopodobniej sprowadzanych z Anglii,
- parkowego mostu sklepionego jednoprzęsłowego wykonanego z betonu, z pięknymi bogato rzeźbionymi balustradami.
Po tej mostowej uczcie przyszła kolej na zapoznanie się z najważniejszymi zabytkami miasta, tj.:
- budynek parlamentu urugwajskiego z roku 1920 projektu włoskiego architekta. Wykonany został z 80 rodzajów granitu i marmuru (Urugwaj słynie z wydobywania granitu i marmuru);
- plac Independence Square z otaczającymi go spektakularnymi budynkami wybudowanymi w różnych okresach. Jednym z nich jest górujący nad placem apartamentowiec wzniesiony w latach 20. ubiegłego wieku (w owym czasie najwyższy budynek Ameryki Południowej);
- Katedra w Montevideo z 1804 r. w stylu klasycystycznym; 
- ratusz miejski; 
- fragment zabytkowych murów obronnych z bramą miejską.
Opuszczamy Montevideo, które chyba zrobiło dobre wrażenie na wszystkich uczestnikach naszej Wyprawy. Dalej przemierzamy autokarem drogę szybkiego ruchu wzdłuż wybrzeża Rio de La Plata, podziwiając piaszczyste plaże oddzielone od drogi palmami i wille skąpane w intensywnym słońcu. 
Po drodze śpiewamy polskie piosenki, co spotyka się z aprobatą urugwajskiej obsługi autobusu. Otrzymujemy życzenia z okazji przypadającego w dniu dzisiejszym polskiego święta narodowego. W tej miłej atmosferze docieramy do kolejnych obiektów mostowych w naszej podróży.
Należy do nich przede wszystkim most o wdzięcznej nazwie Santa Lucia River Bridge, wybudowany nad rzeką o tej samej nazwie w 2004 r. Ten nowoczesny obiekt wybudowany ze stali trudnordzewiejącej ma długość całkowitą 780 m, a jego szerokość wynosi 20 m. Ma on schemat belki ciągłej wieloprzęsłowej o maksymalnej rozpiętości przęsła 64 m. W przekroju poprzecznym jest to konstrukcja skrzynkowa jednokomorowa z płytą zespoloną. Most jest podwójnie zespolony. W pasie dolnym skrzynki znajduje się nad podporami płyta żelbetowa. Wsporniki żelbetowe mostu podparte są za pomocą stalowych zastrzałów. Podpory betonowe monolityczne, w części nurtowej z oczepami. Most ten został wybudowany równolegle do istniejącego mostu Santa Lucia Bridge z 1924 r – nr 24. Ma on długość całkowitą 600 m i jedno przęsło ruchome obrotowe o długości 70 m, umożliwiające żeglugę. Przęsła główne mostu wykonano jako kratownice wolnopodparte z jazdą dołem, typu W z wieszakami o pasie górnym zakrzywionym. Konstrukcję części zalewowej stanowi natomiast ciągła trójprzęsłowa kratownica o pasach równoległych. Most ten w przeszłości umożliwiał ruch kolejowy.
Moc wrażeń spowodowała, że czas mijał niezwykle szybko i zgodnie z planem udaliśmy się do nieodległej przystani portowej w Colonia del Sacramento w celu powrotu do Buenos Aires. 
Nowo wybudowana przystań promowa o powierzchni ok. 20 000 m³ powstała w latach 2006-2009. Warto podkreślić jej ciekawą, czystą formę architektoniczną ze szkła, metalu i surowego betonu. Wszyscy mimo zmęczenia czuliśmy lekkość tej konstrukcji. Po przepłynięciu La Platy (1 godzina) dotarliśmy do znanego nam już hotelu w Buenos Aires na zasłużoną kolację i wypoczynek przed kolejnym dobrze zapowiadającym się dniem.

Adam Wysokowski, Buenos Aires, Argentyna

12.11.2011
O godzinie 1000 wyruszamy z hotelu do serca Argentyny i ojczyzny gauczów – do Pampy. Pampa to region Argentyny o powierzchni Francji i Hiszpanii razem wziętych, kiedyś zupełnie dziki, porośnięty trawą pampasową, której obfitość sprzyjała mnożeniu się dzikich hiszpańskich koni i bydła. Pampa to też morze, plaża i góry, ale w większości to płasko ukształtowany teren, gdzie gaucze poganiają bydło.
Słowo „gaucho” w języku keczua oznacza „jagnię oderwane od matki”, sierotę, włóczęgę. Gauczowie oswajali zbłąkane stada, żywili się pieczonym mięsem. Od kiedy świat zasmakował w pieczystym, hodowla bydła stała się dochodowym interesem, a Pampę ogrodzono pomiędzy „estancjeros” (właścicieli ziemskich). Po drodze do Pampy uczestnik Wyprawy Jerzy Wójcik (Generał Brygady Wojsk Desantowo-Szturmowych) opowiadał, co wojsko ma wspólnego z mostami. W autokarze zawiązała się dyskusja na temat wojskowych mostów składanych, mostów pływających łyżwowych (XV w) i pontonowych (od XVII w). Po drodze mijamy szereg betonowych kładek dla pieszych nad autostradą – nr 28, z interesującymi rozwiązaniami schodów i pochylni
I tak dojechaliśmy do estancji Santa Susana. Gospodarze serdecznie nas witają winem i tradycyjnymi pierożkami empanadas. W estancji czekały nas atrakcje, w których wszyscy braliśmy udział z wielkim poczuciem humoru i zabawą. Oprócz przejażdżki bryczkami jeździliśmy na koniach, co dostarczyło nam dużo wrażeń. 
W porze obiadowej zasiedliśmy do stołu na lunch. Gauczowie serwowali nam tradycyjne grillowane mięsa, kiełbaski (chorizo), kaszanki i asado – steki wołowe, które zawdzięczają swój smak aromatowi drewna eukaliptusowego. 
Po lunchu rozpoczęły się pokazy tanga milongi w wykonaniu profesjonalistów. Była też muzyka i śpiew. Niektórzy uczestnicy wyprawy próbowali dorównać w tańcu profesjonalistom.
Następnie udaliśmy się na pokazy jazdy konnej gauczów. Jedną z ich sprawności jest sartija. Na zbudowanej bramce zawiesza się pierścionek, a gauczo w pełnym galopie zrywa tę małą obrączkę (co wymaga precyzji i zręczności) i podarowuje wybrance serca. Niektóre panie zostały wybrankami i dostąpiły zaszczytu indywidualnej przejażdżki z gauczem.
Na terenie estancji Santa Susana mieliśmy możliwość zobaczenia domów dawnych bogatych właścicieli i ich wyposażenia. Na zakończenie pobytu poczęstowano nas tradycyjnym napojem Argentyny, bez którego żadne spotkanie w tym kraju nie może się obyć. Jest to herbata Yerba Mate (ostrokrzew paragwajski), który działa tonizująco, zdrowotnie i pobudza lepiej niż kawa, ale jest znacznie zdrowsza. Tradycyjny sposób picia Yerba Mate przypomina rytuał związany z paleniem fajki pokoju. W drodze powrotnej z Pampy część grupy wybrała się na spacer po ulicach Buenos Aires. Zaraz po kolacji udaliśmy się na odpoczynek, bo czekała nas krótka noc przed wylotem do Ushuaia.

Ewa Kordek, Buenos Aires, Argentyna

13.11.2011.
Startujemy z hotelu w Buenos Aires o godzinie 300. Wylot zaplanowany na 515 do miejscowości Ushuaia znajdującej się na krańcu świata – ponad 3 tys. km lotu. Po wylądowaniu w Ushuaia autokar przewiózł nas do hotelu o tej samej nazwie, gdzie zdeponowaliśmy bagaż. Obecne nasze położenie to S 54º47’52.0 szerokości południowej i W 68º18’39.3 długości zachodniej, tzn. jesteśmy na Ziemi Ognistej, krańcu świata zamieszkałego przez ludzi.
Swoją nazwę archipelag zawdzięcza odkrywcy Ferdynandowi Magellanowi, który w 1520 r., opływając cypel Ameryki Południowej, zobaczył dym unoszący się z ognisk na brzegu (dlatego nazwał ląd „ziemią dymu”). Jednak król Karol I uznał, że „Ziemia Ognista” – nazwa pochodząca od istotnej przyczyny tego dymu, brzmi bardziej poetycko. Sforsowanie cieśniny, która dziś nosi jego imię, zajęło mu aż 38 dni. Po śmierci Magellana na Filipinach strach przed powrotem na te wody gnał jego ludzi coraz dalej i dalej na zachód, aż wreszcie pozostali przy życiu uczestnicy wyprawy stali się pierwszymi ludźmi, którzy opłynęli dookoła kulę ziemską. Ushuaia – miejsce dzisiejszego naszego pobytu to największe i najładniej usytuowane miasteczko wyspy, wciśnięte pomiędzy monumentalne Andy i błękitne wody Kanału Beagle'a, którym popłyniemy jutro.
Krajobraz jest majestatyczny z groźnie wyglądającymi granitowymi szczytami górującymi nad okolicą i wczesną lokalną wiosną tak jak dziś pokrytą śniegiem.
Po zdeponowaniu bagażu udajemy się na zwiedzanie miasta i okolic. Początki miasta to założenie w XIX wieku więzienia dla skazanych z kontynentu. Na samym początku udajemy się w kierunku gór, aby podziwiać przepiękny widok na zatokę. Ushuaia w wolnym tłumaczeniu to „zatoka patrząca na zachód”. Następnie zjeżdżamy na punkt widokowy i podziwiamy miasto od strony zatoki, na tle Andów w pełnym słońcu i umiarkowanym wietrze. Po kolei zwiedzamy znajdujące się w tym rejonie więzienie, obecnie muzeum Mesco Martino de Ushuaia, zamknięte jako czynne więzienie w 1947 r. przez Perona, który próbował zmienić filozofię resocjalizacji i lokował więzienia w sposób rozproszony na terenie całego kraju, tj. bliżej miejsc zamieszkania różnych środowisk. Zwiedzanie muzeum zrobiło na uczestnikach wyprawy głębokie i niezapomniane wrażenie. 
Z racji nocnych wojaży, pobudki o 2 w nocy w Buenos Aires, Kapituła zarządziła 2-godzinny odpoczynek połączony z zakwaterowaniem w hotelu. O godzinie 1500 obchodzimy w hotelowym bistro półmetek Wyprawy połączony ze skromnym poczęstunkiem, degustując argentyńskie wino. Wspominano dotychczasowe Wyprawy Światowe, nastąpiło zgłaszanie kandydatów na nominację do tytułu „Mostowiec Świata 2011”. Następnie w podgrupach uczestnicy wybrali się do centrum miasta na indywidualne zwiedzanie i ewentualne zaopatrzenie się w suweniry z krańca świata, a niektórzy uczestniczyli także w niedzielnej mszy świętej w kościele Salezjanów w Ushuaia. Po kolacji wszyscy udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.

Zygmunt Kubiak, Ushuaia, stan Tierra del Fuego, Argentyna

14.11.2011
To już drugi dzień na Ziemi Ognistej, na archipelagu setek wysp, Ziemi otoczonej przez Ocean Atlantycki, Pacyfik, Morze Arktyczne i odizolowanej od lądu cieśniną Magellana. Śniadanie w hotelu Ushuaia, w przepięknej scenerii ciemnych z białymi smugami śniegu szczytów gór, a wśród nich Mont Oliwia o stożkowym kształcie, wielki strażnik i obserwator miasta (1318 m n.p.m.).
Wyruszamy z hotelu 900, mijamy Prefekturę, obserwujemy poranną odprawę oddziału wojska i wciągnięcie flagi argentyńskiej na maszt. Zatrzymujemy się na nadbrzeżu szerokiej Ushuaia Bay, na brzegu Big Island South of Tierra del Fuego. Zacumowały tu parowce : biały Akademik Sergiej Vavilov z Kaliningradu, biało-czerwony Beagle I i wiele katamaranów, a wśród nich oczekujący na nas Elizabetta, na pokładzie którego wyruszyliśmy w rejs wzdłuż Beagle Channel. Kanał ten łączy dwa oceany: Pacyfik i Atlantyk. Powstał on w wyniku ingresji morskiej. Ludy z plemienia Yamana nazywali go Onashaga – „kanał myśliwych”, bowiem od wieków zamieszkując Ziemię Ognistą, trudnili się myślistwem i rybołówstwem. 
W 1832 roku angielski statek HSH Beagle dowodzony przez kapitana Fitza Roy’a przybył tu w celu eksploracji Ziemi Ognistej. W ekspedycji uczestniczył Karol Darwin, twórca teorii ewolucji. Nazwa kanału Beagle’a została przyjęta od nazwy statku, a pochodzi od nazwy rasy myśliwskich psów angielskich. Długość kanału wynosi 220 km, największa szerokość 14 km, średnia głębokość 90 m (max 300 m), temperatura wody 6-8 ºC. Kanał nigdy nie zamarza. Przebiega on pomiędzy południowym wybrzeżem Iso Grande Ziemi Ognistej a północnym wybrzeżem Chilean Island. Z głośnym rykiem syreny katamaranu Elizabetta wyruszyliśmy w dwu i pół godzinny rejs, w kierunku Oceanu Atlantyckiego. 
Rejs był niezwykły bo dał nam możliwość poznania flory i fauny Ziemi Ognistej. Przepływaliśmy obok Isla del Lobos, na której były kormorany i wylegiwały się lwy morskie (Sea Lions). Ciemnoskóre samce (450 kg waga, 2,8 m wzrost) leżały otoczone haremem dziesięciu filigranowych samic (150 kg waga, 2,2 m wzrost). Dopłynęliśmy do Reynalds Island, jednej z wysp Archipelagu Karela i w czasie półgodzinnego spaceru w wiosennym argentyńskim słońcu zachwycaliśmy się drobniutkimi kwiatuszkami, roślinkami, krzewami. W drodze powrotnej przepłynęliśmy obok wyspy Isla de los Parajos pełnej ptactwa morskiego (głównie kormorany) i dotarliśmy do wyspy Faro les Esclaireurs z latarnią morską i spoczywającym obok wrakiem statku „SS Monte Cervantes”, który zatonął tutaj w 1830 roku. Na dalszych wyspach żyją również pingwiny. Pełni niezapomnianych wrażeń przybyliśmy do brzegu i skierowaliśmy nasze kroki do Muzeum Ziemi Ognistej (Museo del Fin del Mondo). Na nadbrzeżu mieszkańcy Ushuaia przy dźwiękach bębnów i z transparentami oczekiwali na przyjazd Pani Prezydent Argentyny Cristiny Fernández de Kirchner.
Zwiedzanie muzeum rozpoczęliśmy od oglądania repliki szałasów zimowego i letniego, zbudowanych przez ludzi z plemienia Yamana. Szałas zimowy w kształcie stożka z dużym pochyleniem ścian ze względu na obciążenie śniegiem, a szałas letni wykształcony w formie półkolistej. Na ścianach ogrodzenia muzeum znajdowały się fotografie dokumentujące życie plemienia Yamana. Nagie postacie kobiet, mężczyzn i dzieci ukazane zostały w różnych sytuacjach rodzinnych. Fotografie te zostały wykonane w czasie misji naukowej Cap Horn w latach 1882-1883. Muzeum otwarte w 1979 roku mieści się w budynku banku (Banco of Nacion Argentina), założonego w Ushuaia w 1912 roku. W salach muzeum umieszczono pamiątki pozostałe po pierwszych plemionach zamieszkujących Ziemię Ognistą (Yamana, Selknam, Hain), jak również repliki łodzi, które docierały do Ziemi Ognistej w celach eksploracyjnych. Wśród wielu pamiątek historycznych szczególnie cenne to: słownik Yamaha-angielski autorstwa Reverend Thomasa Bridges, zawierający 32 000 słów, księga chrztów z lat 1872-1923 z pierwszym wpisem z 5 marca 1872 roku, kroniki misji z roku 1923. Wśród pamiątek etnograficznych cenne są przedmioty codziennego użytku pierwszych plemion jak: harpuny, flinty itd. Na suficie głównej sali muzeum powieszona jest figura dziobowa angielskiej łodzi Duches of Alban, która zatonęła u wybrzeży Ziemi Ognistej w 1883 roku. Muzeum posiada także ogromną ekspozycję ptaków (95). W jednej z sal umieszczone są fotografie przedstawiające życie więźniów, ich ubiory i przedmioty przez nich wykonane. W latach 1902 -1947 istniało w Ushuaia więzienie dla przestępców i więźniów politycznych. Więzienie to zwiedzaliśmy w dniu poprzednim.
Popołudnie spędziliśmy w Parku Narodowym Tierra del Fuego, założonym w 1960 roku a położonym w odległości 12 km od centrum miasta Ushuaia, w południowo-zachodniej części prowincji Tierra del Fuego, tuż przy granicy z Chile. Powierzchnia parku wynosi 63 000 hektarów, a tylko jej 3% dostępne jest turystom. Na bramie wjazdowej do Parku powiewała flaga prowincji Tierra del Fuego, pomarańczowo-biało-niebieska z Krzyżem Południa w środku. W parku rośnie 5 gatunków drzew liściastych w tym linga i wiecznie zielone guindo. Wśród zwierząt dominują czerwone lisy, guanaco, lamy i bobry. W latach 40. ubiegłego stulecia sprowadzone zostały z Kanady króliki, bobry i szczury.
Wędrując wśród krzewów i drzew mogliśmy podziwiać krzew El Calafate z drobnymi żółtymi kwiatuszkami, którego fioletowe owoce służą do wyrobu dżemów i likierów. Na drzewie lenga widoczne były „grzyby Darwina” - pomarańczowe kuleczki, zwane także chlebem indiańskim. Zatrzymaliśmy się w Ensenada Bay, gdzie mieści się najdalej na południe położony urząd pocztowy w świecie. W czasie zwiedzania dalszej części parku niespodziewanie naszym oczom ukazał się most na rzece Lapataja, stalowy most składany (system Bailey'a – 13 segmentów) o rozpiętości około 30 metrów i udźwigu 24 ton (nr 29 w kalendarium wyprawy). Koło niego stary, wieloprzęsłowy most drewniany, w ruinie. Kolejną ciekawostką była duża tama zbudowana nie przez ludzi, lecz przez bobry. Pod koniec dnia dotarliśmy do końca drogi Nr 3, w odległości 17848 km od Alaski i 3079 km od Buenos Aires, nad zatoką Kanału Beagle'a – Bahia Lapataja. Było to również piękne miejsce widokowe z jeziorem, uroki którego podziwialiśmy przechodząc kładką, odnotowaną jako 30. obiekt mostowy w kalendarium. Po opuszczeniu tego miejsca napotykamy na rzece Pipo kolejny stalowy most składany (system Bailey'a – 8 segmentów) – nr 31, ze zdewastowanym przyczółkiem drewnianym. Mijana po drodze kapliczka z figurką Matki Bożej, tuż obok mostu na rzece Pipo, natchnęła naszego kolegę Andrzeja do zacytowania pięknej modlitwy do Madonny Della Strada – Matki Bożej Szczęśliwej Podróży.
10. dzień IV Światowej Wyprawy Mostowej zakończyliśmy spacerem ulicami Ushuaia.

Anna Kumaniecka, Ushuaia, Tierra del Fuego, Argentyna

15.11.2011
Ostatni poranek na Ziemi Ognistej i przelot do Patagonii. Budzimy się jak zwykle na tej wspaniale, intensywnie zaplanowanej Wyprawie wcześnie, znów jednak zadziwieni że świt nas uprzedził. O szóstej rano słońce wydaje się być już wysoko ponad horyzontem, choć dziś po nocnym deszczu, pod chmurami. Ziemia Ognista żegna po śniadaniu grupę 30 z nas (pozostałe 10 osób przyleci po wycieczce w okolice Ushuaia wieczorem) płacząc lekkim deszczem i tęczą rozpiętą nad zachmurzonymi dziś górami. Jedziemy na lotnisko w Ushuaia, by już o 930 odlecieć do El Calafate w prowincji Patagonii zwanej Santa Cruz. Lot trwa tylko 1,5 godz., lecimy po przekroczeniu cieśniny Magellana nad południowo-środkową Patagonią, głównie nad pustynnym płaskowyżem, pozbawionym zieleni i wydawałoby się że pozbawionym jakiegokolwiek życia. Obserwujemy wyrobiska kopalniane, cieki wodne, rozległe prerie, wreszcie wysokie wzniesienia na przedgórzu Andów i wielkie jeziora oraz wyniosłe ośnieżone Andy. Patagonia jest drugą co do wielkości (po Buenos Aires) prowincją Argentyny, ponad dwukrotnie większą od Polski i najbardziej rozsławioną w świecie.
Wysiadamy na nowoczesnym międzynarodowym lotnisku w El Calafate, powstałym w 1984 r. – dzięki staraniom byłego gubernatora prowincji, a później prezydenta Argentyny Nestora Kirchnera oraz jego żony i następczyni na stanowisku głowy państwa, obecnej pani prezydent Cristiny Fernandez. W sezonie pojawia się tu nawet 20 wielkich samolotów dziennie, przywożąc turystów z całego świata. Miasto zawdzięcza swój dynamiczny rozwój szczególnemu położeniu, usytuowaniu na południowym brzegu malowniczego jeziora Argentino, na skraju parku krajobrazowego „Parque Nacional Los Glaciares”. Od trasy Pan American Highway z Kanady na południowy kraniec Ameryki Południowej odsunięte na północny zachód o 340 km, przy malowniczej szutrowej drodze nr 40. Już w trakcie przejazdu z lotniska do hotelu (Koi-Aiken) zauważamy stepowy charakter rozległej prerii, lazur jeziora i zaśnieżone za nim wysoko wypiętrzone góry Andy (Cordiliera Patagonica). Inny charakter mają góry po stronie El Calafate, gdzie wypasane jest bydło i konie, górskie drogi są bite i pozwalają na przejazd tylko pojazdom z napędem 4x4. Wybieramy się na krótki spacer promenadą nad jeziorem Argentino w poszukiwaniu flamingów, brodzących w rozlewisku jeziora nieopodal hotelu. Wiatr szaleje, spełniając charakterystyczną dla tego regionu pracę, my jednak w słońcu czujemy się nie tyle wychłostani, co pieszczeni jego mocnymi podmuchami. Podobno ten wiatr jest odpowiedzialny za brak naturalnego zadrzewienia wokół jeziora, a wszystkie otaczające posesje drzewa są nasadzane i pozwalają odczytać po ich wielkości, jak stary jest dom i jego ogród. Zaraz potem jedziemy na górską wycieczkę na tzw. Balkony Calafate, specjalnie przystosowanym 30-osobowym trackiem, typu terenowy Iveco, o wielkich kołach, wysoko osadzonym podwoziu i dziwacznej sylwetce. Ja mam przyjemność oglądać ten pojazd w czasie ponad dwugodzinnej wyprawy, jadąc małym terenowym Jeepem zaraz za grupą i podziwiając jak dobrze radzi sobie ten wielki pojazd w niebywale trudnym terenie. Wjeżdżamy na kręte, strome ścieżki polodowcowych wzgórz Patagonii, podziwiamy formacje warstw skalnych i muszli, odkrywamy z Tarasów podniebnych niezwykłą panoramę na największe w Argentynie (a czwarte co do wielkości w Ameryce Południowej) jezioro Argentino otoczone pasmem wysokich Andów na granicy z Chile. Kolejny postój samochodów, kolejna niespodzianka. Zupełnie niezwykle czujemy się wśród labiryntu głazów morenowych o wysokości do kilkunastu metrów, które jakby nic nie ważąc wyniesione zostały przez ruchy górotwórcze, z płynącej tu przed milionami lat rzeki, na najwyższe półki gór. Wyjątkowo urokliwe są formacje skalne z podobnymi do kapeluszy meksykańskich bazaltowymi dekoracjami wystającymi z głazów skalnych z piaskowca, wygładzonych wiatrem i erozją tysiącleci. Podziwiamy roślinność w dolinie, kondory kołujące ponad naszymi głowami, powiew wiatru od prerii, gór i od jeziora. Jednak najbardziej jesteśmy zachwyceni kwitnącym na żółto krzewem El Calafate, z którego owoców produkowana jest regionalna nalewka o tej samej nazwie, konfitury, soki i inne smakołyki.
Po kolacji, rozpoczętej toastem z tradycyjnej nalewki El Calafate, przepełnieni powietrzem, wybieramy się na spacer do centrum El Calafate i wracamy pieszo wzdłuż jeziora, poszukując ptaków, podziwiając kwiaty wiosenne, a kwitną o tej porze roku w miasteczku nawet bzy. 
Kładziemy się spać z marzeniami o kolejnych dniach odkrywania uroków Patagonii, z zapowiedzią poznania sławnego lodowca na dzień następny.

Zauroczona, Lidia Żakowska, El Calafate, stan Santa Cruz, Argentyna

16.11.2011
To, co dziś widzieliśmy i przeżyliśmy, my inżynierowie nie zawsze potrafimy wyrazić. Tu potrzebny jest język poetycki, który potrafimy docenić. Jesteśmy w El Calafate w stanie Santa Cruz. Położonym ok. 120m n.p.m. w Patagońskim stepie. Niespełna 20-tysięcznym miasteczku, którego mieszkańcy żyją z turystyki. W szczycie sezonu miasto odwiedza 300 tysięcy gości, zachwyconych widokami, jakie roztaczają się wokół miasta i w jego pobliżu. Sezon trwa zazwyczaj od października do kwietnia. Samo miasto oferuje 6 tysięcy miejsc noclegowych, co czyni je rekordowym pod względem ilości miejsc noclegowych na głowę mieszkańca. Dawniej, aby dojechać stąd do stolicy prowincji Rio Gallegos, co 20 km były stacje dla koni. Dziś jest lotnisko i drogi asfaltowe, a często również betonowe. Dziennie ląduje 10-12 samolotów, a poza sezonem 2-3. El Calafate leży nad brzegiem jeziora Argentino (czwartym co do wielkości jeziorem Ameryki Południowej), otoczone wysokimi górami.
Z rana jedziemy do największej atrakcji turystycznej regionu, oddalonego o ok. 50 km Parku Narodowego Los Glaciares, o powierzchni 4406 km². Charakteryzuje się on zmiennością opadów atmosferycznych od 5000 mm na lodowcach, poprzez 1500 mm na wschodnich stokach gór, aż po zaledwie 400 mm na pampasach. Podczas jazdy obserwujemy jak zmienia się roślinność. Od bardzo ubogiego stepu, głównie trawiastego z nielicznymi krzewami, aż wyżej po gęsto porośnięte krzewy ogniste obsypane czerwonymi kwiatami w postaci licznie rozchodzących się promieniście wąskich płatków korony. Jeszcze wyżej te liczne skupiska wspomnianych krzewów przechodzą w gęsty zielony las głównie drzew lenga. Jadąc na różnych wysokościach, krętą drogą, wzdłuż brzegu jeziora Argentino, obserwujemy piękno przyrody, a szczególnie pływające po wodzie kry lodowe o fantazyjnych kształtach. Park, który przemierzamy, powstał z myślą o ochronie tej niezwykłej przyrody, a szczególnie, jak wskazuje jego nazwa - lodowców. Jest ich tutaj ponad 40 i zajmują powierzchnię 25% parku. Do największych zaliczane są: Perito Moreno, Upsala oraz Viedma. Najbardziej znanym na świecie jest Perito Moreno, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Gdy dojeżdzamy do Brazo Rico, jednej z wielu zatoczek i lagun, jakie tworzy jezioro Argentino, wsiadamy na statek, którym dopływamy niemal do południowej części czoła lodowca, który przywitał nas chłodną elegancją. Jego wysokie na 60-80 m pionowe ściany górują nad taflą jeziora, przytłaczając nas swym ogromem. Chłód wiejący od tej ilości lodu jest iście lodowaty. Spękane, błękitno-turkusowe ściany, tworzące wysokie wieże, niczym szereg żołnierzy, odbijają się w szmaragdowych wodach jeziora. Opatuleni w ciepłe okrycia, z zapartym tchem robimy zdjęcia, aby uwiecznić te chwile. Odpływając, wspólnie śpiewamy, a zauważony lodowy most, nazwany przez nas, od imienia przewodniczki, Margerita Glaciar Bridge, zaliczamy jako 32 obiekt Wyprawy. Następnie jedziemy autokarem na taras widokowy, gdzie po krótkim posiłku udajemy się pieszo na spacer z widokiem na północną część lodowca. Kładka, którą idziemy, wije się na różnych wysokościach, pozwalając oglądać czoło lodowca z różnych poziomów. Sam lodowiec przemieszcza się ze średnią prędkością 2 m na dobę, co daje ok. 700 m rocznie. Powoduje to, że olbrzymie masy lodu odrywają się od czoła lodowca i z wielkim i tajemniczym hukiem wpadają do wody. Topiący się lód zasila wody jeziora, a to z kolei największą rzekę Patagonii - Santa Cruz. Na popularność lodowca Perito Morena składa się kilka cech:
• Duża dostępność, możliwość obserwacji z poziomu wody, jak i z kładki, na różnych wysokościach,
• Eksplozja. Zjawisko występujące raz w roku, kiedy to spiętrzone wody nieodpływowej części Lago Argentino, zaczopowane wcześniej masami lodu, podmywają czoło lodowca i z wielkim impetem wpadają do odpływowej części jeziora Argentino
•    Płaskość lodowca, który mimo licznych spękań, tworzy w miarę równą powierzchnię
Wpatrzeni w jego potęgę oświetloną promieniami słońca i wsłuchując się w liczne odgłosy pękającej grani lodowej, opaleni na twarzach żegnamy się z Parkiem Narodowym Los Glaciares, wracając do El Calafate, gdzie mamy chwilę wolnego czasu przed kolacją. Tu zwiedzamy jeszcze 3-przęsłowy most żelbetowy przy wjeździe do miasta od strony lotniska, z interesującymi, krytymi chodnikami dla pieszych.

Robert Kaszewski, El Calafate, stan Santa Cruz, Argentyna

17.11.2011
Bardzo wczesnym śniadaniem zaczął nam się kolejny dzień Wyprawy. Niestety awaria instalacji elektrycznej autokaru spowodowała, że przybył on z opóźnieniem. Ufni w solidność naszych organizatorów wierzymy, że nie była to wszechobecna tu tzw. „maniana”. Kto miał jeszcze wątpliwości, ostatecznie rozwiał je „nasz” przewodnik Franek po zajęciu przez nas miejsc w autokarze informując, że lepiej mieć szklankę do połowy pełną niż do połowy pustą.
Przemierzając rozległe tereny południa argentyńskiej Patagonii w stanie Santa Cruz obserwowaliśmy monotonny, co najwyżej pagórkowaty, stepowy krajobraz. Tymczasem Franek przedstawił nam krótką charakterystykę nowego kraju Ameryki Południowej, tj. Chile, do którego zmierzamy. Republika Chile to jeden z największych i najprężniej się rozwijających krajów Ameryki Południowej. Rozciąga się wąskim pasem wzdłuż zachodniego wybrzeża o długości 4 300 km. Natomiast rozciągłość równoleżnikowa w najszerszym miejscu to zaledwie 468 km, a w najwęższym – 90 km. Najdalej na północ wysunięty punkt to styk granic Chile, Boliwii i Peru, a na południe – przylądek Horn. Chile posiada ogromną liczbę wysp. Jest ich około 3 tysięcy, z czego najwięcej na południu. Większość z nich jest słabo zaludniona. Północ kraju z południem łączy autostrada panamerykańska. Klimat tego kraju jest bardzo zróżnicowany. Na północy suchy klimat zwrotnikowy, w regionie środkowym podzwrotnikowy morski, a na południu umiarkowany morski z bardzo wysokimi sumami opadów. Znajdująca się w Chile pustynia Atacama to najsuchsze miejsce na ziemi (0,2 mm opadów rocznie). Na terenie kraju jest aż 2085 wulkanów, z czego 55 czynnych.
- Nawadnianie pól i obszary z opadami deszczu sprawiły, że kraj ten rozwinął się rolniczo. Znany jest chociażby z produkcji owoców. Jednak podstawą gospodarki jest przemysł, w tym wydobywczy (Chile słynie z wydobycia rud miedzi – 1. miejsce na świecie – cynku, molibdenu, żelaza oraz saletry chilijskiej, też z pierwszym światowym miejscem). Ciekawostką jest fakt, że Chile z wysokim krajowym produktem brutto i tempem jego wzrostu, należy do najmniej zadłużonych krajów na świecie.
- Pomimo dużych różnic w poziomie ich życia, Chilijczycy należą do ludzi pogodnych oraz posiadających zdolności artystyczne, są uprzejmi i kulturalni. Znani są również z gościnności.
W czasie dojazdu do granicy dowiedzieliśmy się też o ciekawej historii powstania Chile, poczynając od wyprawy słynnego Magellana w 1520 r. Właśnie region Magellanes jest celem naszej dzisiejszej podróży. Smagany burzami i wiatrem, ten region Chile posiada kilka parków narodowych i jest znany z hodowli, w tym głównie z wypasu owiec. 
Sprawnie przekraczamy granicę argentyńsko-chilijską, pomimo niedogodności związanych z kontrolą bagaży i wymianą autokaru na zagraniczny. Dołącza do nas również chilijska miła przewodniczka o imieniu Fernanda. Należy ponadto dodać, że od punktu granicznego poruszamy się już jedynie po drogach bitych, szutrowych, mimo że nie są to drogi kołowe o znaczeniu wyłącznie lokalnym. Mimo wszystko poruszanie się nimi nie nastręcza większych trudności. Są zbudowane z materiałów miejscowych, dobrze utrzymane i, na ile to możliwe, o równej niwelecie. Co ważne w tym rejonie z uwagi na duże opady, dobrze odwodnione, ze spadkami, obustronnymi rowami o odpowiedniej głębokości i przepustami. Większość z nich o konstrukcji gruntowo-powłokowej.
Zmierzamy do Parku Narodowego Torres del Paine. Park ten został założony w końcu lat 50. ubiegłego wieku, a w roku 1978 uznany przez UNESCO za rezerwat biosfery. Liczy on ponad 27 tys. ha i zawiera spektakularne pasma górskie oraz lodowce. Po drodze uwagę uczestników zwracają – oprócz pięknych wiatraków, które na kilku postojach mamy okazję uwiecznić za pomocą aparatów fotograficznych – również liczne stada guanaco. Jest to odmiana dziko żyjących lam, które niczym niezagrożone pasą się na nasłonecznionych zboczach górskich. Nawet nasze zainteresowanie nimi nie wzbudziło ich większego zaniepokojenia. Dopiero pasja fotograficzna naszego szefa wyprawy, prof. Kazimierza Flagi zmusiła je do zmiany miejsca wcześniejszego popasu. Przed bramą wjazdową Parku Narodowego, do którego zmierzaliśmy, udało nam się zapoznać z konstrukcją dwóch obiektów mostowych:
- most wiszący z belką usztywniającą kratową systemu Baileya zawieszony na linach stalowych. Pylony portalowe wykonane z kratownic przestrzennych. Rampy dojazdowe wykonane jako drewniane;
- most systemu Baileya ze wzmocnionym pasem górnym o rozpiętości ok. 20 m z typowym pomostem stalowym (most nr 36). Równolegle do niego znajduje się wyeksploatowany, nieczynny już wieloprzęsłowy most drewniany o konstrukcji leżajowej, podparty również na drewnianych podporach.
Na pierwszym postoju na terenie Parku podziwiamy uroki przedgórza andyjskiego i góry Paine Grande na tle przepięknych choć kłujących kęp różnokolorowych, głównie czerwonych roślin Motemanako. Dalej mijamy Lago Sarmiento, a przed nami pojawia się widok górskiego jeziora Nordenskjöld. To właśnie z tego jeziora o głębokości ponad 200 m wypływa wodospad Salto Grande, który dane nam było podziwiać. Zestawienie ogromnej masy spadającej wody i delikatnych czerwono kwitnących krzewów Notro z unoszącymi się wysoko drobinkami wody tworzy niesamowity widok. Powyżej ze skalnego tarasu widokowego mamy okazję w pełnej krasie podziwiać najważniejsze szczyty górskie Parku, tj. Curenes (Rogi), zbudowane w dolnej ich części z granitu, a w górnej ze skał osadowych i Torres (Wieże) z granitu. Ich wysokość sięga 2900 m n.p.m. Korzystając z przepięknej pogody i klarownego andyjskiego rześkiego powietrza, mieliśmy okazję na własne oczy się przekonać, że nazwy tych monumentalnych gór wiernie oddają ich kształty. 
Jadąc dalej do lodowca Grey, pomiędzy licznymi jeziorami i lagunami, przejeżdżamy przez kolejny drewniany obiekt mostowy nad rzeką łączącą Lago Pehoe i Lago Toro. Jego konstrukcja w niedługim czasie zostanie zastąpiona nowym, obecnie budowanym obok obiektem o konstrukcji nośnej wieloprzęsłowej, zespolonej, co ciekawe, na podporach stalowych. Przez kolejny most drewniany dojeżdżamy do hotelu Lago Gray. Stąd, po ok. ½ h marszu, wychodząc z zadrzewionej alei, ujrzeliśmy szczyty ośnieżonych gór oświetlonych zachodzącym słońcem. Zmobilizowało nas to dodatkowo do dotarcia na brzeg jeziora Grey po szerokiej piaszczysto-kamiennej grobli. Nagrodą był widok lodowca na tle pływających po jeziorze brył lodu. Wysokość jego czoła to 40 m, szerokość 4 km, a długość – 16 km. Aby jednak tam dotrzeć, wszyscy uczestnicy wyprawy zmuszeni byli do przeprawy przez wiszącą nad rzeką kładkę wiszącą. Jej belkę usztywniającą stanowiły liny stalowe zakotwione w żelbetowych fundamentach pylonów, podwieszone za pomocą wieszaków do głównych lin nośnych. Oparto je na kratowych pylonach z rur stalowych. Liny nośne zakotwione w blokach oporowych zatopionych w gruncie. Kładka dodatkowo stężona ukośnymi linami poziomymi dla przeciwdziałania dużym wahaniom bocznym. 
Przeprawa kładką w stronę lodowca stanowiła dla niektórych dobrą lekcję zrozumienia praw dynamiki budowli, a dla niektórych mniej odważnych nawet lekcję stanów granicznych użytkowania.
Po kolejnym dniu pełnym wrażeń turystycznych i zawodowych, udajemy się do odległego o 160 km Puerto Natales – miasta nazywanego z uwagi na swoje południowe położenie „bramą” do Ziemi Ognistej – na chilijską kolację i nocny odpoczynek.

Adam Wysokowski, Puerto Natales, Chile

18.11.2011
Rankiem większość uczestników wyprawy wyruszyła na poranny spacer po Puerto Natales. Miasteczko jest położone na brzegu Semo Ultima Esperanza (Zatoki Ostatniej Nadziei). Jest to najdalej na południe wysunięty punkt malowniczej trasy morskiej wiodącej przez chilijskie fiordy. Gospodarka miasta dawniej opierała się na rybołówstwie, wełnie i baraninie. Dzisiaj natomiast jest to ośrodek artystyczny czerpiący korzyści z sąsiedztwa Parku Narodowego Torres del Paine, lodowca Balmaceda i jaskini, w której znaleziono skórę prehistorycznego leniwca. Spacerując po nabrzeżu, patrzyliśmy na kołyszące się na zimnych falach czarnoszyje łabędzie, a porywisty patagoński wiatr wiał nam w twarz. Zaliczamy obiekt mostowy – stalową kładkę kratownicową w porcie.
O godzinie 1000 pełni wrażeń i w oczekiwaniu na dalsze emocje powodowane pięknem natury, wyruszyliśmy na podbój południowej krainy Magellanes, jadąc w kierunku Punta Arenas. W oddali zostawiliśmy skaliste szczyty Torres del Paine i przez długi czas podążaliśmy przez surowe, niegościnne, bezkresne równiny Patagonii, na których żyją dzikie zwierzęta. Z okien autokaru dostrzegamy stada guananco, spłoszone strusie, pasące się krowy i owce oraz galopujące konie. 
Około godziny 1300 dojeżdżamy do Punta Arenas, jednego z najbardziej interesujących miast tej krainy, położonego na zachodnim brzegu cieśniny Magellana. Rozkwit miasta przypadał na połowę XIX w. i spowodowany był ożywieniem w handlu morskim, kiedy statki okrążające świat zatrzymywały się w porcie na jego końcu. Złoty wiek Punta Arenas zakończył się raptownie po otwarciu Kanału Panamskiego.
Wysiadamy przy Plaza Muñoz Gamero – placu, wokół którego znajdują się budynki przypominające czasy minionej świetności miasta. Są to: katedra, imponujący social club oraz ekstrawaganckie Centro Cultural Braun-Menedez, którego przepych miał przewyższać najwspanialsze domy Santiago. W centralnym punkcie placu stoi pomnik Magellana otoczony starymi drzewami, pod którymi miejscowi artyści i handlarze rozłożyli swoje stragany z biżuterią i tradycyjnymi miejscowymi wyrobami. Wzbudziły one zainteresowanie wśród wyprawowiczów. Pamiątkowe zakupy biżuterii i licznych sweterków wzbogaciły nasze walizki. Dalej udajemy się nad brzeg Cieśniny Magellana, gdzie robimy zbiorowe zdjęcia.
Cieśnina Magellana jest międzynarodowym szlakiem żeglugowym o długości 550 km i szerokości od 2,5 do 4 km. Nazwa cieśniny i całej prowincji pochodzi od Ferdynanda Magellana, portugalskiego żeglarza, którego okręty w 1520 r. huragan przepchnął przez wąski kanał wód ku oceanowi. Ocean odkrywca nazwał Pacyfikiem. Miejsce „na końcu świata”, w którym się znajdujemy, jest oddalone od Warszawy o ponad 14 000 km.
W drodze na lotnisko zatrzymujemy się jeszcze na Cementario Municipale, którego przepych porównywany jest do słynnej nekropolii Recolette w Buenos Aires. 
Dojeżdżamy do lotniska, skąd lecimy do Puerto Montt nad zatoką de Reloncavi i dalej autobusem jedziemy na nocleg do Puerto Varas nad rozległym jeziorem Llanquihue, miastem założonym przez kolonistów niemieckich.

Ewa Kordek, Puerto Varas, Chile

19.11.2011
Po noclegu w przepięknie usytuowanym hotelu w miejscowości Puerto Varas w Chile, o nazwie Colonos del Sur, wyruszamy po śniadaniu wzdłuż jeziora Llanquihue z fantastycznymi widokami na wulkany Osorno i Calbuca do osady Petrohué. Jesteśmy w chilijskim Parku Narodowym Vicente Pérez Rosales. Udajemy się generalnie w kierunku wschodnim. Nasza dzisiejsza pozycja startowa to 41º48’32” szerokości południowej i 75º11’08 długości zachodniej. 
W Chile znajduje się 2085 wulkanów, z których 55 uważanych jest za czynne. Cały kraj wchodzi w skład pacyficznego „pierścienia ognia”, ciągnącego się wzdłuż zachodnich wybrzeży obu Ameryk. Chilijskie wulkany są podwójnie niebezpieczne. Zalegające na ich zboczach wieczne śniegi topią się podczas erupcji, tocząc niszczące i szybko przemieszczające się lawiny błota. 
W drodze z Puerto Varas do Petrohué (ok. 76 km) zwiedzamy przepiękne wodospady na rzece Petrohué i zaliczamy dwa kolejne obiekty mostowe – kładkę stalową prowadzącą do wodospadów i piękny żelbetowy most łukowy, 1-przęsłowy.
Podziwiamy przepiękne, majestatyczne, ukryte częściowo w chmurach stożki wulkanów Osorno (2652 m) oraz Puntiagudo (2493 m). W miejscowości Petrohué przesiadamy się na katamaran Lagos Andinos. Po 20 milach, płynąc zielonkawymi wodami jeziora Lago Todas los Santos, tj. Wszystkich Świętych, podziwiamy przepiękne Andy i wodospady spadające kaskadami bezpośrednio do jeziora. Po ok. 1,5 godziny dopływamy do miejscowości Peulla. Po 1,5-kilometrowym spacerze wśród fantastycznej, kwitnącej wiosną roślinności, lądujemy w hotelu Natura Patagonia, skąd po dwugodzinnej przerwie udamy się autobusem do Puerto Frias. Część uczestników zażywa atrakcji w postaci przejażdżki konnej lub specjalnym terenowym samochodem po karkołomnych okolicach górskich, z obserwacją miejscowej fauny i flory.
Po odprawie na granicy chilijskiej przejeżdżamy przez przełęcz na wysokości 1005 m n.p.m. do granicy argentyńskiej. Trasa wiodła niedostępnym buszem po niesamowitych serpentynach. Po dwóch godzinach zjechaliśmy na poziom 765 m do miejscowości Puerto Frias. Nasze bagaże, które przybyły tutaj katamaranem i samochodami w kontenerach, zostały poddane losowej kontroli. Dalej udajemy się przez jezioro Lago Frias 4 mile katamaranem do Puerto Alegre. Po 20 minutach podróży statkiem i 3-kilometrowym spacerze przez gęsty busz meldujemy się w hotelu Puerto Blest nad jeziorem Nahuel Huapi, oczekując 1,5 godziny na kolejny katamaran, który odpłynie w przystani w Puerto Blest. Znajdujemy się w kolejnym argentyńskim Parku Narodowym Nahuel Huapi, założonym w 1928 r. i obejmującym 3 czynne wulkany. Po godzinnej przeprawie przez jezioro docieramy do Puerto Pañuelo i stąd kolejno po raz czwarty autokarem udajemy się na nocleg do hotelu w Bariloche. Miasto, założone przez kolonistów szwajcarskich, ma ciekawą drewnianą architekturę i jest znanym kurortem i centrum turystycznym Argentyny. Żegnamy się z Argentyną, stąd okazała kolacja pożegnalna wspólnie ze współorganizatorami Wyprawy ze strony argentyńskiej.

Zygmunt Kubiak, Chile/Argentyna, Andy

20.11.2011
„Pożegnanie z Argentyną”
To już ostatni dzień na gościnnej argentyńskiej ziemi, ziemi, która urzekła nas wspaniałymi wodospadami, łańcuchami gór, bogactwem lasów tropikalnych, bezlikiem pomrukujących lodowców, szmaragdowymi taflami górskich polodowcowych jezior, bezkresnymi trawiastymi przestrzeniami, ale także unikalnymi rozwiązaniami konstrukcyjnymi mostów. Dzisiaj na tej legendarnej ziemi stawiamy ostatnie kroki. Rano 700 wyruszamy z San Carlos de Bariloche, miasta założonego w 1902 r. o euroandyjskiej architekturze. Droga prowadziła brzegiem rynnowego polodowcowego jeziora Nahuel Huapi (560 km²) słynącego z bogactwa pstrągów. Przemierzaliśmy ziemię, którą Francesco P. Morena ofiarował na Park Narodowy del Sud, przekształcony w 1934 na Park Narodowy Nahuel Huapi.
Granatowa, lekko pofalowana tafla jeziora, zalesione stoki i ośnieżone wierzchołki chilijskich gór w porannym słońcu, kręta droga, której linie wyznaczały żółte krzewy żarnowca, zachwyciły nas.
Zatrzymaliśmy się w miejscowości Va da Angostura oddalonej o 62 km od Bariloche. Miasto spało jeszcze, przykryte kołderką szarego pyłu. Dwa tygodnie wcześniej wybuchł wulkan Coulle, odległy od tego atrakcyjnego pod względem turystycznym miasta o ok. 80 km. Gruba warstwa pyłu wulkanicznego pokryła wszystko. Szare dachy domów, szare drzewa i wielkie hałdy stworzyły księżycowy krajobraz. Ołowiane niebo, szara tafla jeziora i wielkie stożkowe wydmy dopełniły nastrój niepokoju. Około godziny 10 przekroczyliśmy granicę argentyńsko-chilijską, przemierzając 17-kilometrowy obszar graniczny.
Chile przywitało nas obfitymi szarymi kroplami deszczu, a na przełęczy Cardenal Antonio Samore (1321 m n.p.m., 40º42’43” szerokości geograficznej południowej, 71º56’38” długości geograficznej zachodniej) – prawdziwą zamiecią śnieżną. Widoczny kataklizm powulkaniczny skłonił Andrzeja do wypowiedzi na temat cyrkulacji powietrza w atmosferze ziemskiej, w wyniku których powstają różne wiatry. Jadąc dalej do miasta Osorno, odległego od Bariloche o 250 km, dopiero przez ostatnie 100 km mogliśmy obserwować zielone pola, kwitnące drzewa, szmaragdową taflę jeziora Puyehue.
W 2008 r., w 450 rocznicę założenia miasta Osorno, na głównym jego placu (Plaza de Armas) postawiono olbrzymi pomnik byka, symbol gospodarki hodowlanej na tych terenach. Na pomniku widnieje napis „Terra de la Carmel, patria de la leche”. Tuż obok stoi pomnik pierwszej chilijskiej noblistki w literaturze, Gabrieli Mistral. Głównym celem dzisiejszej podróży było także zwiedzenie mostów na rzece Calle-Calle i miasta Valdivia oddalonego od Osorno o 76 km. W mieście Valdivia, założonym w 1560 przez Hiszpanów, mieszka obecnie 200 tys. ludzi. 
W Chile w 1960 r. miało miejsce największe trzęsienie ziemi (9,5 stopnia w skali Richtera), które spowodowało częściowe zniszczenie miasta. Valdivia położona jest w odległości 50 km od Pacyfiku nad brzegami rzek Calle-Calle i Valdivia. 300 dni w roku padają tutaj ulewne deszcze (4000 mm na rok). Uwagę turystów przykuwają 3-metrowej wysokości zawsze zielone krzewy (Bachans sphaerocephole) oraz 15-metrowe kwitnące drzewa (Ciruelilio fosforilo).
Jadąc Pan American Highway z północy na południe, pierwszym mostem, przy wjeździe do miasta, był Calle-Calle Bridge (39º49’06” S, 73º13’45” W), odnotowany jako 41. w kalendarium Wyprawy. Łączy on centrum miasta z dzielnicą Los Animos. Składa się on z dwóch równoległych bliźniaczych mostów 3-przęsłowych o schemacie statycznie wyznaczalnym (belka Gerbera). Most od strony górnej wody jest żelbetowy skrzynkowy o krzywoliniowym zarysie pasa dolnego, zaś od strony dolnej wody jest stalowy, w miejsce mostu żelbetowego zburzonego przez trzęsienie ziemi w 1960 r. Rozpiętości przęseł, ich wysokości i kształty, w widoku podłużnym są prawie identyczne. W obu mostach przęsło środkowe jest przegubowo zawieszone na wspornikach przęseł skrajnych. W konstrukcji mostu stalowego Andrzej zauważył ciekawe rozwiązania podporowe zabezpieczające przed zrzuceniem mostu przy działaniu poziomych sił wywołanych wymuszeniami sejsmicznymi. Na nabrzeżu rzeki Calle-Calle, w szklanej wieży, której budowę ukończono w kwietniu 2011 r., widoczne było wahadło Foucaulta. Na 13-metrowej stalowej linie zawieszona jest kula o średnicy 38 cm, ważąca 26 kg, która wykonuje ruch wahadłowy nad busolą o średnicy 45 cm. Obserwacja ruchu wahadła potwierdza ruch obrotowy Ziemi.
Kolejnym zwiedzanym przez nas mostem był Pedro de Valdivia Bridge, odnotowany jako 42 (39º81’15” S, 73º24’9” W). Most ten, zbudowany w 1987 r. na rzece Valdivia, łączy centrum miasta z wyspą Isla Teja, na której widoczne były budynki tutejszego uniwersytetu.
Nazwa mostu pochodzi od nazwiska hiszpańskiego konkwistadora, fundatora miasta, Pedro de Valdivia. Otwarcie mostu odbyło się w 1954 r. Konstrukcja mostu nie została zniszczona przez trzęsienie ziemi w 1960 r. i powódź nim spowodowaną (efekt Rinihuazo). 3-przęsłowy, belkowy, z krzywoliniowym pasem dolnym, statycznie wyznaczalny (belka Gerbera). Most ma zabezpieczenia antysejsmiczne, podobnie jak most Calle-Calle. 
W 1987 r. Augusto Pinochet otworzył w Valdivii most Rio Cruces Bridge, w kalendarium, łączący Valdivię z sąsiednim miasteczkiem Niebla. Most ten, zbudowany na rzece Cruces, łączy duże dzielnice miasta Valdivia: Isla Teja i Torobayo. Przęsła mostu są stalowe, swobodnie podparte, podpory żelbetowe ramowe, słupy zastrzałowe, w ryglach (oczepach) są po dwa zaczepy antysejsmiczne. Przed otwarciem mostu dostęp do miasta Niebla był możliwy tylko promem z La Mulatas do Torobayo.
Tuż na nabrzeżu widoczny jest biały, wysoki budynek hotelu (z 2007 r.) o ciekawym zwieńczeniu dachu. W roku ubiegłym (2010) w prowincji Valdivia miało miejsce kolejne trzęsienie ziemi, którego skutki nie są dzisiaj już widoczne. Kolejny dzień IV Światowej Wyprawy mostowej zakończyliśmy, uczestnicząc w dziękczynnej mszy świętej w miejscowej katedrze lub spacerując ulicami miasta. W podsumowaniu chciałabym przytoczyć słowa poety chilijskiego Pablo Nerudy, zawarte w jego pamiętnikach:

„If a person doesn’t know the Chilean country, that person doesn’t know this planet”

Anna Kumaniecka, Valdivia, Chile

21.11.2011
Budzi nas deszczowy, po raz pierwszy w Ameryce Południowej, poranek w Valdivii, przez co mniej żałujemy, że już niedługo mamy odlecieć z tego nadoceanicznego rejonu do stolicy Chile. Pakujemy pospiesznie bagaże, by jeszcze w drodze na lotnisko spojrzeć po raz ostatni na centrum miasta oraz zobaczyć wczoraj sfotografowane mosty. 
Kierujemy się najpierw w stronę Pacyfiku, gdzie mamy możliwość zatrzymać się na wysokim, klifowym brzegu oceanu, a następnie w kultowym dla chilijczyków miejscu, stanowiącym symbol wyzwolenia spod korony hiszpańskiej. Stoimy, smagani deszczem i wiatrem, na skraju urwiska, skąd widać trzy wyspy, kiedyś fortyfikacje wojsk hiszpańskich, założone w XVI wieku. To tutaj, w latach dwudziestych XIX wieku, walcząc wspólnie z wojskami brytyjskimi, nasz rodak generał Skubiszewski, były dowódca armii napoleońskiej, dowodził zwycięskimi walkami o wolność Chile i całego kontynentu. Hiszpanie na zawsze utracili władzę w tym rejonie w roku 1826. 
Przejeżdżamy jeszcze wzdłuż nabrzeża przez port Valdivii, a następnie przez dzielnicę willową tego miasta, skąd jeszcze 30 km jazdy na lotnisko krajowe; żegnamy pilota z Valdivii i przed nami ostatni wewnętrzny przelot w trakcie Wyprawy. Niewielkim samolotem, liniami krajowymi, lecimy do Santiago de Chile. Takie linie działają tu jak busy powietrzne, zatrzymując się na niewielkich lokalnych lotniskach oddalonych od siebie o 60-90 minut lotu, gdzie wsiadają i wysiadają kolejni pasażerowie. W strugach deszczu nasz samolot przylatuje po nas z prawie dwugodzinnym opóźnieniem, jednak cieszymy się, że już jest, i po godzinie szczęśliwie wysiadamy w Santiago, na pięknym, nowoczesnym lotnisku międzynarodowym, gdzie wita nas sympatyczna pilotka Jenny. 
W stolicy tego bardzo wydłużonego kraju Chile, o czym przekonujemy się już zaraz po wyjściu z lotniska, istnieją duże różnice temperatur w kilku strefach klimatycznych. Santiago, odległe od Valdivii zaledwie o kilkadziesiąt minut lotu na północ, powitało nas temperaturą ok. 30 stopni i błękitnym niebem. Zaraz po wyjściu na parking, gdzie oczekuje na naszą grupę luksusowy, schłodzony autokar, zauważamy ciekawy obiekt mostowy, stanowiący połączenie estakad wynoszących drogę na lotnisko z terminalem odlotów na najwyższej, drugiej kondygnacji budynku międzynarodowego portu lotniczego. Fotografujemy konstrukcję obiektu, wskazującą na stosowanie antysejsmicznych zabezpieczeń, wymuszonych bliskością uskoku tektonicznego tego rejonu Andów. Lotnisko, tak jak miasto Santiago, otaczają z dwóch stron góry, od zachodu pogórze nadbrzeżne, a od wschodu pogórze andyjskie i za nimi bielące się szczyty Andów. 
Santiago, pomimo swej rozległości i wielkości (6 mln. mieszkańców), od samego początku budzi sympatię i zaufanie. W drodze do położonego w centrum miasta hotelu obserwujemy ciekawe przestrzenie najpierw zabudowy niskiej, rezydencjonalnej, potem główne szerokie ulice i aleje o pięknych zadbanych elewacjach, a wszędzie wiele zieleni, drzew kwitnących, witających nas czerwienią, fioletem, bielą i żółcią kwiatów. Zwiedzanie miasta przewidziane jest z przewodnikiem dopiero na kolejny dzień (jutro to dzień ostatni, do wczesnego popołudnia przed powrotem do Europy), ale już teraz jesteśmy oczarowani klimatem stolicy Chile, pięknym Santiago. Spacerem przez miasto wybieramy się na wspólną elegancką kolację, niestety pożegnalną, podczas której rozkoszujemy się smakiem wyśmienitej wołowiny i chilijskim winem oraz ciepłem wieczoru, jakiego w kraju nie doznamy przez najbliższe pół roku. 
Jestem wdzięczna losowi i organizatorom IV Światowej Wyprawy Mostowej za każdą chwilę odkrywania przeze mnie Ameryki Południowej. Dziękuję wszystkim uczestnikom Wyprawy za wspaniałe towarzystwo i niezapomnianą atmosferę w trakcie tych trzech pięknych i bogatych we wrażenia tygodni. Drogi Panie Profesorze, kochany nasz Kazimierzu, to w Twą stronę skierowuję swe najgłębsze wyrazy szacunku i wdzięczności. Udało się wszystko co wykreowałeś, wymarzyłeś, misternie zaplanowałeś i zrealizowałeś z tak wielką finezją, precyzją i wyobraźnią. Oczywiście, razem z Franciszkiem Brodzkim. 
Jak dobrze, że świat jest wielki! Z radością oczekuję na kolejne wyprawy,

Lidia Żakowska, Santiago, Chile

22 i 23.11.2011
Budzimy się w Santiago, zamieszkiwanej przez ok. 6 mln mieszkańców stolicy Chile. To już nasz ostatni dzień IV ŚWM do Ameryki Południowej. Tym bardziej jadąc na zwiedzanie miasta, pragniemy chłonąć ostatnie widoki tego wspaniałego kontynentu. Od rana jest bardzo ciepło i mocno świeci słońce. Udajemy się na Plaza de Armas – najważniejszy plac miasta o kształcie kwadratu. Wokół mnóstwo wspaniałych zabytków. My udajemy się do katedry, by zobaczyć jej przepiękne wnętrze, zdobione ogromem rzeźb i malowideł. Na placu ruch. Liczne stragany z pamiątkami są otoczone chętnymi do zakupów. Wysokie palmy dają odrobinę cienia przed palącym słońcem. Od placu odchodzą liczne uliczki z ruchem pieszym. Udajemy się dalej. Widzimy kolejne perełki architektury Santiago. Liczne uczelnie, zabytkowe domy, siedziby ważnych urzędów i instytucji. Szczególne zainteresowanie budzi łącznik mostowy między bankami. Zawieszona wysoko nad ulicą w górze konstrukcja kratownicowa, obłożona niebieskim, szmaragdowym szkłem. Zaliczamy go jako 45 obiekt naszej Wyprawy. Ciekawe wejście ma odpowiednik naszego NBP. Małe drzwi w jednej z połówek ogromnych, ciekawie zdobionych drzwi. Docieramy do placu przed Pałacem Prezydenckim. Trafia się nam nie lada gratka. Bezpośrednie otoczenie placu jest oddzielone barierkami. Na wysokich masztach powiewają flagi Chile i Hiszpanii. Związane jest to z wizytą księżniczki hiszpańskiej. Rozlegają się dźwięki marsza, a na plac wkracza orkiestra reprezentacyjna armii chilijskiej. Oprócz nas jest tam wielu „gapiów”, a także stacje telewizyjne transmitujące to wydarzenie. Flaga chilijska powiewa przy wielu innych instytucjach, podkreślając przywiązanie obywateli do państwa. Widzimy codzienne życie mieszkańców tej aglomeracji. Nie widać wielkiego pośpiechu. Każdy dokądś zmierza, ale bez nerwowej atmosfery. To raczej nasza grupa, chcąc zobaczyć jak najwięcej, wydaje się wprowadzać zamęt. Mijamy budynek starego dworca kolejowego zaprojektowany przez słynnego Eiffla. Tego samego, który tworzył znaną na całym świecie wieżę w Paryżu. Udajemy się dalej. Wzdłuż rzeki Mapucho, pełniącej jednocześnie rolę otwartego, z utwardzonymi brzegami, kanału burzowego, widzimy szereg jednoprzęsłowych konstrukcji mostowych. Jedną z nich jest most kratownicowy, pełniący rolę kładki dla pieszych z małym targowiskiem. Nitowana budowla stalowa, ze zdobionymi łukami opartymi na słupach, stanowiącymi ramowe stężenia poprzeczne mostu. Jest to nasz kolejny obiekt. Mijamy kolejne. Widać wśród nich starsze i nowoczesne konstrukcje żelbetowe. Nasępny to most belkowy w lekkim łuku pionowym z jazdą górą. Za chwilę kolejne perełki mostowe. Obok siebie położone 2 mosty kratownicowe. Oba nitowane, ale z zakrzywionym pasem górnym. Drugi natomiast niezwykle interesujący. Górna krawędź ramy kratownicy poprzecznej tworzy łuk. Łuk jest pokryty dachem, a z przodu i z tyłu znajdują się zamykane wejścia. Ten swego rodzaju dom służy za teatr. Zgodnie z prawdą nazwany „teatrem na moście”. Do kolekcji dołączamy także żelbetową kładkę dla pieszych w formie mocno wygiętego łuku. Na nim znajduje się podest dla pieszych, tak stromy, że w znacznej części łuku pokryty schodami dla łatwiejszego wchodzenia i schodzenia. Wreszcie ostatnia konstrukcja mostowa, którą widzimy w Santiago, to most żelbetowy, w części łukowy z pomostem dolnym i sztywnymi wieszakami. W części między łukami odbywa się ruch samochodowy, jednokierunkowy. Z lewej strony łuku, na wspornikach odbywa się również ruch samochodowy jednokierunkowy, ale w przeciwnym kierunku. Po przeciwnej stronie drugiego łuku zlokalizowano kładkę dla pieszych, zadaszoną stalowym dachem. Między podporami dachu umieszczono żelbetowe wnęki, w których są sklepiki. To bardzo interesujący obiekt. Mijamy park i dzielnicę willową z charakterystycznymi domami otoczonymi kwitnącymi ogrodami. Docieramy pod szczyt wzgórza San Cristobal. Stąd rozciąga się przepiękna panorama części Santiago. Tu też robimy pamiątkowe, pożegnalne zdjęcie grupowe. 
Dojeżdżamy do dzielnicy słynącej z licznych sklepów jubilerskich i pamiątkowych. Głównym ich produktem są wyroby ze szlachetnych kamieni takich jak lapis lazuli – skała metamorficzna o specyficznym niebieskim zabarwieniu oraz onyks – cenna odmiana chalcedonu. Podziwiamy te, często wspaniałe rzeźby, a niektórzy z nas dokonują ostatnich zakupów. Wsiadamy do autokaru i spoglądając po raz ostatni na to okazałe miasto, udajemy się na lotnisko. Po dokonaniu niezbędnych formalności, w tym celnych i po ponad 13,5 godzinnej podróży lądujemy na lotnisku Charles’a de Gaulla w Paryżu . Mając do dyspozycji kilka godzin do odlotu, większość z nas udaje się na zwiedzanie miasta. Zaczynając od katedry Notre Dame poprzez Pałac Sprawiedliwości, ratusz, Louvre , kościół w którym rozpoczęła się noc św. Bartłomieja, docieramy pod Parlament . Widzimy Łuk Triumfalny i Champs Elysées. A co równie istotne wspomnianą wcześniej wieżę Eiffla – tę prawdziwą. Zaliczamy również 3 mosty na Sekwanie: Pont du Change, Pont Neuf i Pont des Arts. I choć widoczność nie była najlepsza ze względu na mgłę, jak każdego turystę i to miasto nas zachwyciło. Po krótkim już locie, docieramy do Warszawy, gdzie zaczynaliśmy, a teraz kończymy IV ŚWM do Ameryki Południowej. 
Robert Kaszewski, Warszawa, Polska

ZESTAWIENIE
 Przejechano autokarem, km ~ 6000

 Przeloty samolotami (wewnętrzne), km

~ 6000
Przepłynięto statkami, km ~ 300
Zwiedzono obiektów mostowych  50
Zwiedzono miast  19
Zwiedzono miast (z okien autokaru)  6
Zwiedzono Parków Narodowych  9
Zwiedzono miejsc turystycznych i krajobrazowych  25 
Imprezy kulturalne  2

 LISTA UCZESTNIKÓW:

1. Bartmanowicz Franciszek, Jan
2..Biała Patrycja
3. Borawska Anna, Izabela
4. Brodzki Franciszek, Leon
5. Deska Roman, Paweł
6. Feigel-Młodkowska Ksenia
7. Flaga Kazimierz, Józef
8. Flaga Maria, Zofia
9. Flaga Andrzej, Grzegorz
10. Fortuńska Anna, Maria
11. Gawor Halina
12. Kaszewska Anna
13. Kaszewski Robert, Paweł
14. Kordek Ewa, Krystyna
15. Kubiak Zygmunt, Stanisław
16. Kubiak Grażyna, Irena
17. Kumaniecka Anna, Henryka
18. Nawrocki Krzysztof
19. Pańtak Anna, Teresa
20. Piątek - Siebielec Krystyna
21. Rams Barbara
22. Rams Jerzy, Roman
23. Rudnicka Wiesława, Maria
24. Rudnicki Andrzej, Tadeusz
25. Rudziewicz Barbara, Maria
26. Rykiel Barbara
27. Rymsza Barbara
28. Rymsza Janusz
29. Rytwińska Barbara, Hanna
30. Ryż Alina
31. Ryż Karol
32. Rzeźniczek Tomasz, Grzegorz
33. Sterczewska Krystyna
34. Skutnik Zenobia, Bogusława
35. Usidus Regina
36. Wójcik Jolanta
37. Wójcik Jerzy
38. Wysokowski Adam
39. Żakowska Lidia

 

Opracował Prof. dr hab. inż. Kazimierz FLAGA